niedziela, 19 marca 2017

W umarłej wsi - Wyżłów

Na różnych stronach internetowych można znaleźć zdjęcia miast - widm. Miast, które z różnej przyczyny zostały opuszczone przez ludzi. Dwa najsłynniejsze to Prypeć na Ukrainie i Centralia w USA. Oba zostały opuszczone w wyniku katastrofy - Prypeć była miastem zbudowanym specjalnie dla pracowników elektrowni atomowej w Czarnobylu i dla ich rodzin. Eksplozja reaktora wygnała mieszkańców, którzy z dnia na dzień opuścili swe mieszkania. Z kolei Centralia ucierpiała z powodu pożaru - od 1962 r. płonie pod miastem żyła wysokoenergetycznego węgla. Po prostu zapaliły się śmieci w opuszczonej kopalni, od nich zajął się węgiel. Jest go tam tyle, że pożar może trwać jeszcze 250 lat! W Polsce też są takie opuszczone miasta - wystarczy wspomnieć Kłomino albo Pstrąże. 
Ale są też wsie, które umierają. Jedną z nich jest Wyżłów. Gdzie się znajduje? Województwo lubelskie, powiat hrubieszowski, gmina Dołhobyczów. Tuż przy granicy. Nie ma tu drogi asfaltowej, jest tylko gruntówka z koszmarnie pylącym piachem, za pewnie po deszczu nie do przejechania. Zresztą - w wsi chyba już na stałe nikt nie mieszka. Jest może z trzy domy, ale wyglądają na niezamieszkane cało rocznie. Koniec świata - daleko od cywilizacji.
Na górce stoi nieduża świątynia - to dawna cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja, później kościół rzymskokatolicki.
Tak szczerze, to nie wiem, ile kilometrów trzeba było jechać po tym piachu. Ja wjechałem spokojnie, dopiero po chwili stwierdziłem, że coś mi się zbyt ciemno zrobiło w środku. Okazało się, że ten wzburzony przejazdem tuman wlókł się za samochodem i osiadał na nim grubą warstwą. Gdy już dojechałem pod cerkiew, okazało się, że nawet nie widać numeru rejestracyjnego. Ale udało się :)
Zafascynował mnie fakt, jak bardzo musi być źle, że cała wieś się wyniosła, że nawet porzucono świątynię. Niestety Roztocze nie ma za dużo do zaproponowania dla swoich mieszkańców. To piękne okolice, wspaniałe dla turystów, ale niestety z wysokim bezrobociem i brakiem jakichś perspektyw.
Cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja została wybudowana w 1910 r. Podobno budowali ją wspólnie katolicy rzymscy i greccy. Posiada ciekawą konstrukcję - dolna część jest murowana z cegieł, trójdzielna, z dodatkowym przedsionkiem. Prezbiterium i babiniec mają tą samą szerokość, nawa jest nieco szersza. Do prezbiterium przylega niewielka zakrystia.
Nad nawą nabudowany jest duży, drewniany tambur z kopułą. Kopuła i dachy zostały pokryte blachą. Świątynia jest opuszczona, ale nie tak długo, jak inne opuszczone cerkwie. Dlatego też większość okien ma jeszcze szyby, nie wygląda to tragicznie. Drzwi główne i boczne zamknięte. Ale obchodząc cerkiew dookoła, zobaczyłem coś takiego:
Te rozbite drzwi mówiły wprost - jak już tu jesteś, to wejdź do środka. Wlazłem. Na stronie Wikipedii (i innych powielających tamten opis) można przeczytać, że w środku jest ikonostas, XVIII wieczny ołtarz i ikony z tamtego czasu. Nie ma.
Wszystko, co tu było wartościowego zostało skradzione, a co nie skradziono, to wywieziono do cerkwi w Lublinie. Wnętrze zostało praktycznie puste. Pomysłowo zrobione są stropy w babińcu i prezbiterium - na belki drewniane przybito maty trzcinowe, na które dopiero położono tynk. Skutek jest taki, że tynk się kruszy i odpada.
Obok cerkwi dzwonnica parawanowa i cmentarz. Dzwonnica zbudowana została razem z cerkwią, w 1910 r., obecnie stoi pusta - dzwonów nie ma. Cmentarz to także rówieśnik świątyni, używany przez obydwa wyznania. 
Jeszcze jedno zdjęcie - warto popatrzeć, gdzie rośnie drzewo:
Pozdrawiam i zapraszam :)

wtorek, 14 marca 2017

Aż serce zabolało... - część 8 - Oleszyce

Do Oleszyc wróciłem po raz kolejny. Kolejny, bo już fotografowałem obie cerkwie ze Starych Oleszyc, do właściwej miejscowości nie wjechałem. Dopiero później dowiedziałem się, że jest tam jeszcze jedna cerkiew, także stojąca w stanie nieomal ruiny. 
Gdzie te Oleszyce? W województwie podkarpackim, w powiecie lubaczowskim. Jadąc od strony Jarosławia czy Przeworska do Lubaczowa, będziemy przez nie przejeżdżać. Miejscowość prawa miejskie uzyskała w 1576 r., potwierdził je dwa lata później król Stefan Batory. W czasie powstania styczniowego działał tu szpitalik, w którym leczono rannych powstańców. W 1901 r. miasto spłonęło, co poskutkowało utratą praw miejskich w 1915 r. (Odzyskały je w 1989 r.) W 1939 r. 21 Dywizja Piechoty Górskiej stoczyła bój pod Oleszycami, powstrzymując dwie dużo silniejsze dywizje niemieckie. Dzięki paktowi o przyjaźni między Niemcami a ZSRR Oleszyce znalazły się po stronie sowieckiej. Gdy Niemcy zaatakowali ZSRR 22 czerwca 1941 r., oddział straży granicznej NKWD zamordował więźniów przetrzymywanych w oleszyckim zameczku, który został podpalony. 
Przed II wojną światową Oleszyce były zamieszkiwane przez ludność trzech narodowości - polskiej, żydowskiej i ruskiej. Do dziś przetrwał cmentarz żydowski, synagoga została zniszczona w czasie wojny.
O cerkwi grekokatolickiej, używanej przez Rusinów, traktuje ten wpis.
Cerkiew stoi w pobliżu małego ryneczku, na ogrodzonym placu, otoczona starodrzewiem. Wokół budowli nie widać żadnych nagrobków, co jest dziwne - generalnie zawsze wokół cerkwi dokonywano pochówków, więc powinny być też groby.

Świątynia powstała w 1809 r. i otrzymała wezwanie św. Onufrego pustelnika. Zbudowano ją na planie krzyża, przede wszystkim z cegły. Sanktuarium jest skierowane na wschód. Na przecięciu ramion umieszczono kopułę na wysokim tamburze. Ściany były otynkowane, dach wraz z tamburem został pokryty blachą.
W 1901 r. cerkiew została wyremontowana i lekko przebudowana. Używano ją do 1947 r., gdy ludność rusińska została wysiedlona. Od tamtego czasu ulega postępującej dewastacji, której na pewno nie zapobiegło używanie jej w latach 50 jako magazynu. Wnętrze jest puste, przy czym, co dla mnie zabawne - zamurowano sanktuarium i zabito deskami jego okna.
Obchodząc cerkiew i robiąc zdjęcia nie liczyłem nawet na możliwość wejścia do środka. Minąwszy drzwi zobaczyłem potężną kłódkę, wiszącą na nich. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ona wisi, ale nie blokuje skobla! Generalnie wchodząc w takie miejsca, trzeba mieć oczy dookoła głowy, a zwłaszcza do góry - nigdy nie wiesz, na ile tynk na sklepieniu jeszcze się trzyma. Na chór już nie wlazłem - zawalone schody nie wiadomo czym. Na ścianach nie ma malowideł, tyle, że sklepienie jest pomalowane na niebiesko.
Po zrobieniu zdjęć wyszedłem, odwieszając kłódkę na miejsce. W końcu trzeba pamiętać o ważnej zasadzie eksploratorów: jedyne co zostawiam, to ślad podeszwy odciśnięty w kurzu.
Pozdrawiam i zapraszam 😊

sobota, 11 marca 2017

Miniaturka - Rudka

W moich podróżach, zwłaszcza, jeśli jest tzw. deadline, pojawia się czasem zniechęcenie. Pojawia się taka myśl - nie chce mi się, bolą mnie nogi, plecy, do tego jestem umówiony - nie jadę. Cały dowcip polega na tym, że często w takich chwilach znajduję jakąś perełkę, której się nie spodziewałem. No nie spodziewałem się, bo zapomniałem przewodników, a mam tylko mapę, na której zaznaczony jest obiekt sakralny, zabytkowy. No i właśnie tak było w Rudce. 
Wracałem z jednodniowej wyprawy, właściwie, to już odebrałem poganiający telefon, dlaczego mnie jeszcze nie ma! Ale tak szczerze - nie śpieszyłem się. Zatrzymałem się, żeby sfotografować cerkiew w Sieniawie, gdy zobaczyłem drogowskaz - Szlak Architektury Drewnianej - Cerkiew Rudka 7 km. 
Po dotarciu na miejsce, pierwsze, co się rzuca w oczy, do duża, murowana cerkiew w stylu bizantyjskim (obecnie kosciół), pochodząca z 1924 r. Dopiero po wejściu na plac świątynny można zobaczyć miniaturową cerkiewkę, przytłoczoną przez młodszy budynek.
Cerkiew p.w. Zaśnięcia Bogarodzicy powstała w 1693 r., więc jest jedną z najstarszych drewnianych świątyń grekokatolickich w Polsce. Nawet jej XVIII wieczna przebudowa, nie zatarła archaicznych form budowli.
Świątynia jest budowlą drewnianą, orientowaną, o konstrukcji zrębowej. Jest trójdzielna, z prothesis i diakonikonem przy sanktuarium. Oba te pomieszczenia, otwarte do wewnątrz, od zewnętrznej strony zamknięte są przedłużeniem ściany prezbiterium. Nawa główna ma kształt kwadratu, jest nakryta brogową kopułą z załomem. (Kopuła brogowa, to inaczej kopuła zrębowa - powstawały w ten sposób, że stopniowo skracano belki ścian, aż się łączyły.) W XVIII w. dobudowano wieżę, która stała nad babińcem, ale w ramach konserwacji wieżę zlikwidowano, przywracając pierwotny kształt.
Dolna część zrębu osłonięta jest przydachem wspartym na rysiach. Ten daszek kończy się na tyle nisko, że wadziłem głową, a wręcz barkiem. Warto uważać obchodząc cerkiew. 


Dach i ściany powyżej opasania są obite gontem, poniżej można zobaczyć odsłonięte belki zrębu. Od strony nowej cerkwi można zobaczyć ciekawe w kształcie drzwi, z nadprożem wyciętym w koniczynę.
Cerkiew przestano używać już w 1924 r., po wybudowaniu nowej, większej świątyni. Po wysiedleniach ludności ukraińskiej w 1947 r. zespół cerkiewny stał nie używany, do 1958 r., gdy został przejęty przez Kościół Rzymskokatolicki. W 2004 r. przeprowadzono szeroko zakrojone prace remontowe, mające na celu zabezpieczenie nieużywanej świątyni.  
Niestety, jak to zwykle bywa, nie udało mi się wejść do środka...
Pozdrawiam i zapraszam :)