poniedziałek, 15 lutego 2016

Chmiel który zagrał Raszków

Jest w Bieszczadzkiej dolinie Sanu, u podnóża Otrytu mała osada, która się nazywa Chmiel. Obecnie jest to malutka, senna miejscowość, raczej omijana przez turystów. Nie biegnie tędy jakaś ważna droga, kilka mało znaczących ścieżek dydaktycznych. Sama osada została lokowana na prawie wołoskim w 1502 r. na terenie tzw. państwa sobańskiego. Jeszcze w 1526 r. osada, pod nazwą Chmyel posiadała jeszcze wolniznę. 
Wieś dzieliła losy okolic - przechodziła z rąk do rąk, od 1944 - 51 r. należała do ZSRR, wróciła do Polski spustoszona i bez ludności. Rosjanie zlikwidowali całą zabudowę z wyjątkiem cerkwi i plebanii. W drugiej połowie lat 50 do wsi wraca kilka rodzin Ukraińców, wcześniej wysiedlonych. Niemal równocześnie wieś staje się miejscem eksperymentalnego osadnictwa tzw. "katolików nowoczesnych" ze stowarzyszenia PAX. Bardzo szybko akcja osadnicza okazała się porażką - większość osadników pieniądze przepiło, zwierzęta zarżnęli na mięso, w końcu pouciekali. Niektórzy zostali - jak Franciszek Kazimierczyk - myśliwy, który odstrzelił 58 wilków (najwięcej w kraju). 
Chmiel był jedną z wsi, gdzie nagrywano ujęcia do filmu i serialu Pan Wołodyjowski. Grał Raszków, Mołdawskie miasteczko spalone w powieści przez Tatarów. O kręceniu scen tak pisze Wojomir Wojciechowski, autor wspomnień Czar Bieszczadów Wspomnienia Woja: Sceny pożaru Raszkowa z filmu "Pan Wołodyjowski" zostały nakręcone w miejscowości położonej na prawym brzegu Sanu w odległości 15 km od Lutowisk. Jest tam piękna cerkiewka, która pasowała do inscenizacji sienkiewiczowskiego Raszkowa i do scenariusza filmu. Została dostosowana jedynie przez pomalowanie dachu na gont. Wykonane zostały także atrapy przednich ścian chałup krytych słomą, okna z belek i wielki majdan z żerdzi i pali. Byłem przy nakręceniu sceny pożaru "naszego" Raszkowa. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Sam moment kręconej sceny przeżyłem tak, że aż włosy zjeżyły mi się na głowie. To było niesamowite! Wpadają Tatarzy, ludność ucieka, tu się nagle zapalają dachy, pali się również cerkiew, biegną gęsi, kaczki, kogoś wloką za nogi..."
Z nagrywaniem scen pożaru był pewien kłopot - otóż niektórzy z historyków twierdzą, że z dymem miała iść także cerkiew. Dopiero interwencja służb konserwatorskich uratowała świątynię przed zagładą - zmieniono ją na magazyn sprzętu Ochotniczej Straży Pożarnej. Od 1970 r. dzięki staraniom bp Ignacego Tokarczuka przejęli ją katolicy, by po remoncie używać jako kościół filialny. 
Cerkiew powstała w 1904 r. w centralnej części wsi, wokół niej zachował się cmentarz z dużo starszymi nagrobkami. Budowla orientowana, konstrukcji zrębowej, na kamiennym podmurowaniu, trójdzielna, jednokopułowa, z opasaniem na rysiach. Sanktuarium zamknięte trójbocznie, z pastoforiami (zakrystiami) po bokach. Poszerzony korpus nawowy nadaje budowli charakter krzyżowy. Nad nawą znajduje się wysoki tambur, na którym posadowiona jest ośmiopołaciowa, podcięta kopuła. Cała cerkiew jest zbudowana w stylu nowoukraińskim, często też nazywanym narodowym. 
Patronem świątyni był i jest św. Mikołaj - po przejęciu świątyni pozostawiono dotychczasowego patrona, co raczej było rzadkością w Bieszczadach.Święty Mikołaj był w sposób szczególny czczony na terenach Karpat.
W roczniku Magury'05 Urszula Janicka- Krzywda w artykule "Św. Mikołaj Cudotwórca" pisze: Istniał tu ciekawy zwyczaj, być może o pogańskim rodowodzie, umieszczania w dłoniach osób zmarłych listu - zaświadczenia, adresowanego do świętego Mikołaja, z oznajmieniem, że zmarły był prawowitym chrześcijaninem. Wielu badaczy uważa, że kult św. Mikołaja na Rusi zajął miejsce kultu miejscowych bóstw pogańskich, między innymi Wołosa - opiekuna urodzaju, płodności, zwierząt hodowlanych, pszczół. "
Obok świątyni odnaleziono kamienną płytę nagrobną Fieronii z Dubrawskich Orlickiej, która zmarła w 1644 r. Pełny tekst inskrypcji brzmi: Roku Bożego 144, miesiąca lipca, dnia 17/ Tu leży szlachetna urodzona Pani Feronia rodzona córka Pana Ewstafija Dubrawskoho a małżonka Pana Ioanna Orlikoho/ Spoczywa tu w wierze, czeka daru, którym darem obiecane w niebie Królestwo.




To do poczytania :)



 
 

 

czwartek, 11 lutego 2016

Stacja na końcu świata

Jedzie pociąg z daleka, 
Na nikogo nie czeka,
Konduktorze łaskawy 
Byle nie do Warszawy...
Jest w naszym pięknym kraju kilka miejsc, gdzie linie kolejowe przekraczają granice. Było już o Trakiszkach, na granicy z Litwą. Teraz z kolei zapraszam do Łupkowa - w Bieszczady, na granicę ze Słowacją. 
Łupków jako osada powstał w 1526 r. założony na prawie wołoskim przez osadników ze Szczawnego. W 1619 r. oddziały lisowczyków poszukując przejścia na Węgry wybrały pobliską przełęcz Łupkowską, dzięki zaskoczeniu Polacy wygrali bitwę pod Zavadą. W 1846 r., w czasie powstania krakowskiego, z Łupkowa wyruszały oddziały Jerzego Bułcharyny, które miały zaatakować Sanok. Pozbawione wsparcia musiały wycofać się na Węgry. 
W 1872 r. zbudowano Pierwszą Węgiersko- Galicyjską Kolej Żelazną, która przez przełęcz Łupkowską połączyła Lwów z Budapesztem. Pod przełęczą wykopano tunel długości 416 m. W sąsiedztwie wsi powstała osada kolejarska - Nowy Łupków, obecnie inna miejscowość, leżąca około 4 km wcześniej.
Stary Łupków przestał istnieć w 1946 r. Miejscowość była napadana przez UPA, więc mieszkańcy i żołnierze pogranicznicy uciekli na Słowację. Obecnie miejscowość to stacja i schronisko turystyczne. 
Tunel był przynajmniej 3 razy wysadzany w powietrze: w 1915 przez Węgrów, w 1939 przez Polaków i w 1944 r. przez Niemców. Jak tylko skończyły się walki w 1944 r. Rosjanie próbując wykorzystać przełęcz położyli tory wierzchem i wykorzystując dwie lokomotywy wznowili ruch - dzięki zbyt dużemu nachyleniu doszło do katastrofy - jeden z pociągów przewrócił się, zabijając wszystkich obsługujących go kolejarzy. 
Po odbudowaniu tunelu uruchomiono ruch towarowy, osobowe dojeżdżały tylko do Łupkowa. Od 1999 r. do 2011 r. jeździły pociągi osobowe przez granicę, do Medzilaborców na Słowacji.
Obecnie stan torów nie wskazuje na intensywne używanie - osobowe nie jeżdżą, towarowe raz na kilka dni, nawet tygodni. Jest to ciche i spokojnie miejsce, do którego nawet trudno dojechać. Z obwodnicy bieszczadzkiej trzeba dojechać do Nowego Łupkowa, a potem kończy się asfalt, jedzie się zwykłą szutrówką, po deszczach pełnej kałuż. 

Stacja jest bardo zadbana, wygląda jakby całkiem niedawno przeszła generalny remont. Budynek jest zadbany, wręcz od strony torów można powiedzieć wypieszczony. Wystarczy zamknąć oczy, by wyobrazić sobie podróżnych w XIX wiecznych strojach. Czas się zatrzymał.
Obok stacji stoi piękna wieża ciśnień, w której magazynowano wodę konieczną dla parowozów. Bo w parowozach trzeba w czasie jazdy uzupełniać nie tylko węgiel, ale też i wodę, z której powstaje para poruszająca wielotonową maszynę. Wieża stoi, ale nie ma już kranów wodnych między torami, nie ma też już semaforów kształtowych - zamieniono je na bezduszne świetlne. 
Na zdjęciu poniżej widać charakterystyczną, żółtą tablicę - znak szlaku Szwejkowskiego. Szeregowy Szwejk, bohater antywojennej powieści Przygody dobrego wojaka Szwejka czeskiego pisarza Jarosława Haszka, wysiadł w Łupkowie z wojennego eszelonu, który wiózł go na front. Szwejk z Łupkowa zapamiętał pomnik: Za dworcem, na skale, Niemcy z Rzeszy pokwapili się już z ustawieniem pomnika na cześć poległych brandenburskich żołnierzy czcząc ich napisem: "Den Helden von Lupkapass" i wielkim orłem cesarstwa odlanym w brązie. Dziś z pomnika pozostał tylko cokół zanurzony w zieleni krzewów. 
Do poczytania :)
 

 

 

wtorek, 9 lutego 2016

U świętego Michała


Anioły są całkiem samotne
zwłaszcza te w Bieszczadach
w kapliczkach zimą drzemią
choć może im nie wypada.

Anioły bieszczadzkie
bieszczadzkie anioły
dużo w was radości
i dobrej pogody

Bieszczadzkie anioły
anioły bieszczadzkie
gdy skrzydłem cię trącą
już jesteś ich bratem
Jest w Bieszczadach taka wioseczka przy drodze z Ustrzyk Dolnych do Górnych. Obecnie wszystkich mieszkańców liczy 180. A tuż przed II wojną światową było ich ponad 600 - grekokatolików, żydów i katolików - kolejność nie przypadkowa. Nazwa pochodzi od smoły - prawdopodobnie istniała tu kiedyś osada smolarzy - wytwórców smoły z wypału drewna. Gdzieś około 1530 r. powstała parafia i cerkiew - wtedy jeszcze prawosławna, po unii lubelskiej - greckokatolicka. Ciekawostką jest to, że Smolnik był jednym z pierwszych miejsc na świecie, gdzie na masową skalę wydobywano ropę naftową - kopalnie istniały tu przed 1884 r. Tu też powstał pierwszy tartak parowy w Bieszczadach.
Po II wojnie wieś trafiła do ZSRR, dopiero w wyniku korekty granic wróciła do Polski w 1951 r., jednak bez ludności - osadzili się we wsi Hawriłowka w okręgu chersońskim. Do lat 60 XX wieku zabudowania wsi zniknęły z powierzchni ziemi, z wyjątkiem drewnianej cerkwi, pochodzącej z 1791 r. - czwartej z kolei świątyni we wsi. Obecny Smolnik przesunął się na północ, dzięki czemu cerkiew stoi samotnie, na wzniesieniu nad drogą.
Cerkiew w Smolniku jest jedną z trzech w Polsce i jedyną w Bieszczadach zachowaną cerkwią w stylu bojkowskim. Bojkowie byli grupą etniczną górali pochodzenia rusińsko - wołoskiego. Posługiwali się jednym z dialektów języka rusińskiego, zamieszkiwali Karpaty Wschodnie od Bieszczad aż po Gorgany. Praktycznie w całości po wojnie zostali przesiedleni na wschód. 
Powstała pod wezwaniem św. Michała, obecnie jest to kościół filialny rzymskokatolicki p.w. Wniebowzięcia NMP.
Budowla konstrukcji zrębowej, z opasaniem na rysiach. Cerkiew jest orientowana, trójdzielna, każda z części przykryta jest dachem namiotowym z załomem, dachy zwieńczone makowicami. Wszystkie części są zbudowane na planie kwadratu. Nawa jest większa od sanktuarium i babińca. We wnętrzu sanktuarium i nawy kopuły zrębowe z załomem, nawowa z krzyżowym stężeniem, w babińcu sklepienie kolebkowe. W zachodniej części chór śpiewaczy. 

Z dawnego wyposażenia cerkwi przetrwała do dziś ikona Wniebowzięcia Bogarodzicy z 1748 r. W górnej części ściany ikonostasowej polichromia ścienna z wizerunkami proroków, pochodząca z końca XVIII w. Reszta wyposażenia jest w Łańcucie lub we Lwowie.
W świątyni współczesne żyrandole, wykonane z rogów.

Na poniższym zdjęciu widać opasanie - ten dach w połowie wysokości oraz rysie - belki ścienne, które stopniowo wydłużane podpierały daszek. 
Wejście do cerkwi.




Do poczytania :)



czwartek, 4 lutego 2016

Prawie na krańcu Polski

Zapraszam do Michniowca - małej wioseczki, położonej tuż przy granicy z Ukrainą. Jest to zresztą chyba najdalej na wschód wysunięta cerkiew w Podkarpackim. Dojeżdża się wąską drogą do skrzyżowania - w lewo do Bystrego i opisanej już wcześniej świątyni. W prawo droga prowadzi do centrum wsi. I lepiej dobrze się rozglądać, bo można przegapić dechę z napisem "do cerkwi". 
Tak właściwie jest to zespół cerkiewny - świątynia, dzwonnica i cmentarz. Pierwsze dwa elementy zespołu stoją na niewielkim wzniesieniu, nieco na uboczu wsi. 
Sama świątynia powstała w latach 1863- 68 i otrzymała nietypowy kształt. Jej nawa główna ma kształt ośmioboku. Wygląda tak, jakby zapomniano postawić zrąb ścian i od razu zaczęto budować tambur kopuły. Ważny remont przeszła w 1924 r., gdy dobudowano kruchtę i zakrystię. Dzwonnicę dostawiono w 1904 r. w 1951 r. opuszczona, od 1971 r. jest użytkowana przez katolików, jako kościół filialny.
Cerkiew jest orientowana, czyli jest skierowana na wschód. Od południowej strony dzwonnica, za nią w pewnym oddaleniu cmentarz. Świątynia ma konstrukcję zrębową, jest trójdzielna. Sanktuarium jest zamknięte trójbocznie, nawa ośmioboczna, babiniec jest czworoboczny. Nad każdą częścią dachy kopułowe, sferyczne, wielopołaciowe, zwieńczone ślepymi latarniami. Zakrystia i kruchta kryte dachem dwuspadowym. Ściany oszalowane pionowo, podwalina osłonięta fartuchem z gontu. Dachy kryte są blachą. Każda z trzech głównych części wydzielona jest przewiązką. 
We wnętrzu kopuła nad nawą jest zbudowana w konstrukcji zrębowej, ośmiopołaciowa, w pozostałych częściach stropy płaskie. Wyposażenie pochodzi z okresu remontu i rozbudowy cerkwi w 1924 r. 
Dzwonnica ma trzy kondygnacje, stoi na planie kwadratu. Dwie dolne kondygnacje mają konstrukcję zrębową, ostatnia ma konstrukcję słupową. Odeskowana pionowo, ponad dolną kondygnacją opasanie na rysiach, druga kondygnacja ma daszek okapowy. Dach całości namiotowy, wsparty na królu. 
Ciekawy kształt mają też krzyże na szczytach ślepych latarni.
Do poczytania :)