środa, 26 kwietnia 2017

Katastrofa w Czarnobylu

26 kwietnia 1986 r. zmienił świat. O godzinie 1:24, w środku nocy, na skutek nieudanego eksperymentu w Czarnobylskiej Elektrowni Nuklearnej doszło do eksplozji. Największej katastrofy energetyki nuklearnej, której skutki są odczuwalne do dziś.
Film "Bitwa o Czarnobyl", nakręcony dla Discovery, jak dla mnie jest najlepszym dokumentem o tym wydarzeniu. Zapraszam do oglądania. Film ma w sumie 1 godzinę, 33 minuty. Mimo wszystko - warto.
Przyznam się szczerze - mam pragnienie tam pojechać, chciałbym zobaczyć tą elektrownię, opuszczone miasto i wsie. Czy się uda? Pożyjemy zobaczymy.
Zapraszam zaś!

niedziela, 23 kwietnia 2017

Święty Wojciech

Dziś tak o moim patronie będzie. 
Wojciech urodził się ok. 956 roku w możnej rodzinie Sławnikowiców w Lubicach (Czechy). Jego ojciec, Sławnik, był głową możnego rodu, spokrewnionego z dynastią saską, panującą wówczas w Niemczech. Matka Wojciecha, Strzeżysława, również pochodziła ze znakomitej rodziny, być może z Przemyślidów, którzy rządzili wówczas państwem czeskim. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów Sławnika. W najstarszym rękopisie jego imię brzmi Wojetech. Wedle pierwotnych planów ojca Wojciech miał zostać rycerzem. Ostatecznie o jego przeznaczeniu do stanu duchownego według biografów zdecydowała choroba. Rodzice złożyli ślub, że gdy syn wyzdrowieje, będzie oddany Bogu na służbę. Nie można tego wykluczyć. Wydaje się jednak, że przyczyna była inna: taki był po prostu zwyczaj w owych czasach, że gdy można rodzina miała więcej synów czy córek, przeznaczała ich do stanu duchownego na opatów, ksienie czy biskupów.
W 968 roku papież Jan XIII, dzięki inicjatywie cesarza Ottona I, ustanowił w Magdeburgu metropolię jako biskupstwo misyjne dla nawracania zachodnich Słowian. Pierwszym arcybiskupem tego miasta został św. Adalbert (+ 981), który poprzednio był opatem benedyktyńskim w Weissenburgu (Alzacja). Pod jego opiekę Wojciech został wysłany jako 16-letni młodzieniec w 972 roku. Na dworze metropolity kształcił się w szkole katedralnej, pod czujnym okiem znanego uczonego, Otryka. Tu także przygotowywał się przez prawie 10 lat (972-981) do swoich przyszłych duchownych obowiązków. Z wdzięczności dla metropolity przybrał sobie jego imię i jako Adalbert figuruje we wszystkich późniejszych dokumentach. Pod tym imieniem jest znany i czczony w Europie.
Święty WojciechBiografie wspominają, że do Wojciecha dołączył się również później jego młodszy, przyrodni brat, Radzim. Mieli do dyspozycji własną służbę. Ojciec hojnie zaradzał wszystkim potrzebom synów.
Po śmierci metropolity Adalberta 25-letni Wojciech wrócił do Pragi. Zastał tam pierwszego biskupa łacińskiego Pragi i Czech, Dytmara, który od roku 973 rządził diecezją. Był Niemcem i zależał od metropolii w Moguncji. Wojciech był już wtedy subdiakonem. W Pradze przyjął pozostałe święcenia (981).
W styczniu 982 r. biskup Dytmar zmarł. Wojciech był świadkiem jego śmierci i kajania się, że był pasterzem złym, chociaż kronikarze piszą, że był pobożny i gorliwy. Zjazd w Lewym Hradcu pod przewodnictwem księcia Bolesława wytypował na następcę Dytmara Wojciecha. Nominację jednak musiał zatwierdzić cesarz. Otton II był zajęty właśnie wyprawą wojenną na południe Italii. Dopiero w roku 983 zwołał sejm Rzeszy do Werony i tam zatwierdził Wojciecha. W tym samym roku dnia 29 czerwca odbyła się także konsekracja Wojciecha na biskupa, której dokonał metropolita Moguncji, św. Willigis (+ 1011). Tak więc Wojciech był pierwszym biskupem narodowości czeskiej w Czechach.
Wojciech wszedł do swojej biskupiej stolicy, Pragi, boso. Miał wtedy zaledwie 27 lat. Jego hagiografowie są zgodni, że jego dobra biskupie nie były zbyt wielkie. Przeznaczał je na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na potrzeby kleru katedralnego i diecezjalnego, na potrzeby własne, które były w tych wydatkach najmniejsze, i na ubogich. Zaopatrywał ich potrzeby i sam ich odwiedzał, słuchał pilnie ich skarg i potrzeb, odwiedzał więzienia, a przede wszystkim targi niewolników. Praga leżała na szlaku ze wschodu na zachód. Handlem ludźmi zajmowali się Żydzi, dostarczając krajom mahometańskim niewolników. Biograf pisze, że Wojciech miał mieć pewnej nocy sen, w którym usłyszał skargę Chrystusa: "Oto ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?". Scenę tę przedstawia jeden z obrazów drzwi gnieźnieńskich, które powstały ok. 1127 r.
Święty WojciechSytuacja Kościoła w Czechach w owym czasie nie była łatwa. Był on uzależniony od kaprysu możnych i władcy. Nie mniejsze kłopoty miał Wojciech z duchownymi. Wprowadzenie zasad życia wspólnego szło opornie wśród duchowieństwa katedralnego. Św. Bruno z Kwerfurtu stwierdza, że "duchowni żenili się jawnie". Możnych zraził sobie Wojciech przypomnieniem zakazu wielożeństwa, gromieniem za wiarołomność oraz za związki małżeńskie z krewnymi. Nie liczono się ze świętami, łamano posty. Kiedy Wojciech zobaczył, że jego napomnienia są daremne, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów (983-988) postanowił opuścić swą stolicę. Najpierw udał się do Moguncji, po poradę do metropolity Willigisa. Następnie skierował swoje kroki, za jego zgodą, do Rzymu, aby u papieża szukać rady i prosić o zwolnienie z obowiązków. Od cesarzowej Konstantynopola Wojciech otrzymał znaczny zasiłek w srebrze, by po zrzeczeniu się biskupstwa mieć środki na swoje utrzymanie. Wojciech rozdał jednak srebro między ubogich, a orszak biskupi odprawił do Czech.
Papież Jan XV przyjął z miłością udręczonego biskupa Pragi. Nie zwolnił go wprawdzie z obowiązków, ale pozwolił mu na pewien czas oddalić się od nich. Wojciech postanowił więc udać się pieszo z bratem Radzimem do Ziemi Świętej jako pielgrzym. Kiedy po drodze znalazł się na Monte Cassino, tamtejsi mnisi chcieli go zatrzymać u siebie, aby wyświęcał ich kościoły i mnichów na kapłanów. Byli bowiem wtedy w zatargu z miejscowym biskupem. Wojciech jednak nie zgodził się na to. Udał się dalej na południe do Gaety. W pobliżu miasta zatrzymał się i spotkał się ze słynnym mnichem bazyliańskim, św. Nilem. Ten poradził mu, aby wstąpił do benedyktynów w Rzymie. Tak też św. Wojciech uczynił. Przyjął go w opactwie świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie jego przełożony, Leon. Wraz ze swoim bratem, bł. Radzimem, w Wielką Sobotę w roku 990 Wojciech złożył profesję zakonną. Jego żywoty podają, że z wielką pokorą wypełniał wszystkie obowiązki zakonne, jakby od dawna był jednym z mnichów. W tym czasie w rządach diecezją praską zastępował go biskup Miśni, Falkold. W charakterze mnicha Wojciech przebywał w Rzymie w latach 989-992 (w wieku 33-36 lat).
Święty WojciechW 992 r. zmarł Falkold. Czesi udali się do metropolity w Moguncji, aby zmusić Wojciecha do powrotu. Ten natychmiast przez posłów wysłał dwa listy: do Wojciecha i do papieża. Papież zwołał synod i po naradzie nakazał Wojciechowi wracać do Pragi. Po trzech i pół roku Wojciech opuścił klasztor, zabrał ze sobą kilkunastu zakonników z opactwa i założył nowy klasztor w Brzewnowie pod Pragą. Potem zabrał się do budowy kościołów tam, gdzie były osady ludzkie. Dotąd bowiem kościoły były w zasadzie jedynie przy grodach możnych panów. W porozumieniu z księciem wprowadzono dziesięciny, aby Kościołowi w Czechach zapewnić stałe dochody. Wojciech wysłał misjonarzy na Węgry. Sam też tam się udał. Stąd powstała opowieść, że udzielił chrztu (według innych źródeł - bierzmowania) św. Stefanowi, przyszłemu władcy Węgier.
Te obiecujące poczynania zakończyły się jednak niebawem zupełną klęską. Zaważył na tym bezpośrednio następujący wypadek: na dworze książęcym w Pradze pochwycono na cudzołóstwie kobietę z możnego rodu Werszowców. Urażony śmiertelnie mąż zamierzał ją zabić. Ta jednak schroniła się do Wojciecha. Biskup udzielił jej azylu w klasztorze benedyktynek, który stał w pobliżu zamku przy kościele św. Jerzego. Wpadli tam siepacze, wywlekli ofiarę i zamordowali ją na miejscu. Wojciech rzucił na nich klątwę. W akcie zemsty Werszowcowie napadli na rodzinny gród Wojciecha. Gród spalono, ludność zapędzono w niewolę, wymordowano także czterech braci Wojciecha wraz z ich żonami i dziećmi. Działo się to 28 września 995 roku. Ocalał tylko najstarszy brat Wojciecha, Sobiebór, który w tym czasie był poza granicami Czech. Sytuacja była tak gorąca, że Wojciech nie był pewny nawet swojego życia. Złamany tymi wydarzeniami, po zaledwie niecałych trzech latach udał się potajemnie ponownie do Rzymu. Na Awentynie przyjęto go serdecznie. Papież również okazał mu dużo życzliwości.
Niestety, w 996 r. Jan XV umarł. W maju 996 r. odbył się w Rzymie synod, na którym metropolita Moguncji, św. Willigis, oskarżył Wojciecha, że ten bezprawnie opuścił swoją stolicę. Synod nakazał Wojciechowi pod groźbą klątwy powrót. Wojciech udał się więc do Moguncji, czekając na decyzję cesarza, gdyż tylko on mógł siłą wprowadzić Wojciecha do Pragi, zbuntowanej przeciwko swojemu pasterzowi. Ponieważ cesarz zwlekał jednak z wyprawą orężną, czekając, aż Czesi sami uznają swoją winę, Wojciech skorzystał z okazji i odwiedził Francję, a w niej - jako pielgrzym - nawiedził grób św. Marcina w Tours, św. Benedykta we Fleury i św. Dionizego w Saint-Denis pod Paryżem. Kiedy zaś nadal powrót św. Wojciecha był niemożliwy, biskup udał się do Polski z postanowieniem oddania się pracy misyjnej wśród pogan. Było to późną jesienią 996 roku. Otton III wyraził na to zgodę, gdy Czesi przysłali Wojciechowi ostateczną odpowiedź, że nie godzą się na jego powrót.
Święty WojciechBolesław Chrobry bardzo ucieszył się na wiadomość, że do Polski ma przybyć biskup Wojciech. Słyszał o nim wiele od jego rodzonego brata, Sobiebora, któremu wcześniej udzielił schronienia. Król chciał zatrzymać Wojciecha u siebie jako pośrednika w misjach dyplomatycznych. Kiedy jednak Wojciech stanowczo odmówił i wyraził chęć pracy wśród pogan, powstała myśl nawrócenia Wieletów na zachodzie. Z powodu jednak trwającej tam wówczas wojny ostatecznie urządzono wyprawę misyjną do Prus. Bolesław Chrobry dał Wojciechowi do osłony 30 wojów. Biskupowi towarzyszył tylko jego brat, bł. Radzim, i subdiakon Benedykt Bogusza, który znał język pruski i mógł służyć za tłumacza. Działo się to wczesną wiosną 997 roku. Wojciechowi przypisuje się ufundowanie pierwszych klasztorów benedyktyńskich na ziemiach polskich. Za swojego fundatora uważają Wojciecha opactwa w Międzyrzeczu, Trzemesznie i w Łęczycy (Tum).
Wisłą udał się Wojciech do Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd udał się w dalszą drogę. Aby nie nadawać swojej misji charakteru wyprawy wojennej, Wojciech oddalił żołnierzy. Niedługo potem dziki tłum otoczył misjonarzy i zaczął im złorzeczyć. Jeden z pogan uderzył biskupa wiosłem w plecy, aż mu brewiarz wypadł z rąk. Kiedy Wojciech zorientował się, że Prusy nie chcą nawrócenia, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusowie poszli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd zidentyfikować. Mogło to być w okolicy Elbląga lub Tękit (Tenkitten). 23 kwietnia 997 roku w piątek o świcie zbrojny tłum Prusów otoczył trzech misjonarzy: św. Wojciecha, bł. Radzima i subdiakona Benedykta Boguszę. Ledwie skończyła się odprawiana przez biskupa Wojciecha Msza św., rzucono się na nich i związano ich. Zaczęto bić Wojciecha, ubranego jeszcze w szaty liturgiczne, i zawleczono go na pobliski pagórek. Tam pogański kapłan zadał mu pierwszy śmiertelny cios. Potem 6 włóczni przebiło mu ciało. Odcięto mu głowę i wbito ją na żerdź. Przy martwym ciele pozostawiono straż. W chwili zgonu Wojciech miał 41 lat.
Wykupienie ciała św. WojciechaPo pewnym czasie wypuszczono na wolność bł. Radzima i kapłana Benedykta ze skierowaną do króla Polski propozycją oddania ciała św. Wojciecha za odpowiednim okupem. Król Polski sprowadził je najpierw do Trzemeszna, a potem uroczyście do Gniezna. Cesarz Otto III na wiadomość o śmierci męczeńskiej przyjaciela natychmiast zawiadomił o niej papieża z prośbą o kanonizację. Była to pierwsza w dziejach Kościoła kanonizacja, ogłoszona przez papieża, gdyż dotąd ogłaszali ją biskupi miejscowi. Na żądanie papieża sporządzono najpierw żywot Wojciecha na podstawie zeznań naocznych świadków: bł. Radzima i Benedykta. W oparciu o ten żywot papież Sylwester II jeszcze przed rokiem 999 dokonał uroczystego ogłoszenia Wojciecha świętym. Dzień święta wyznaczył papież zgodnie ze zwyczajem na dzień jego śmierci, czyli na 23 kwietnia. Wtedy także zapadła decyzja utworzenia w Polsce nowej, niezależnej metropolii w Gnieźnie, której patronem został ogłoszony św. Wojciech.
W marcu roku 1000 Otto III odbył pielgrzymkę do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie. Wtedy - podczas spotkania z Bolesławem Chrobrym - została uroczyście proklamowana metropolia gnieźnieńska z podległymi jej diecezjami w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Otto III opuścił Polskę obdarowany relikwią ramienia św. Wojciecha. Jej część umieścił w Akwizgranie, a część na wysepce Tybru w Rzymie, w obu miejscach fundując kościoły pod wezwaniem św. Wojciecha.


Grób św. Wojciecha w katedrze w Gnieźnie

Św. Wojciech stał się patronem Kościoła w Polsce. Jego kult szybko ogarnął Węgry, Czechy oraz kolejne kraje Europy. Wojciech jest jednym z trzech głównych patronów Polski (obok NMP Królowej Polski i św. Stanisława ze Szczepanowa, biskupa i męczennika). Jest też patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej, warmińskiej i diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej oraz miast, m.in. Gniezna, Trzemeszna, Serocka. Ku czci św. Wojciecha zostały zrobione słynne drzwi gnieźnieńskie, na których w 18 obrazach-płaskorzeźbach, wykonanych w brązie, są przedstawione sceny z życia św. Wojciecha. Św. Bruno Bonifacy z Kwerfurtu, również benedyktyn, biskup i przyszły męczennik, napisał około 1004 r. zachowany do dzisiaj "Żywot św. Wojciecha".

W ikonografii Święty występuje w stroju biskupim, w paliuszu, z pastorałem. Jego atrybuty to także orzeł, wiosło oraz włócznie, od których zginął.
W Świętym Gaju, w miejscu, gdzie prawdopodobnie zginął, istnieje diecezjalne sanktuarium św. Wojciecha. We wsi już w 1366 r. powstał pierwszy, gotycki kościół. Niestety, w 1861 r. spłonął od uderzenia pioruna. Obecny kościół, w stylu neogotyckim, powstał 4 lata później.


W ołtarzu głównym znajduje się figurka św. Wojciecha, wraz z relikwiami. 

Zdjęcia wnętrza, robione od kraty.


W miejscu, gdzie według przekazów zginął, postawiono ołtarz polowy, wraz z stacjami drogi krzyżowej. Jest ona o tyle ciekawa, że na krzyżach, zamiast figury Jezusa, znajdują się kopie płaskorzeźb z drzwi gnieźnieńskich, przedstawiające sceny z życia św. Wojciecha.
Pozdrawiam i zapraszam zaś :)

sobota, 22 kwietnia 2017

Przycupnięta nad potokiem - Piątkowa Ruska

Są takie drogi, którymi się normalnie nie jeździ - zwłaszcza, kiedy człowiek się śpieszy. To są odcinki spacerowe, co najczęściej wiąże się albo ze stanem tej drogi (dziura na dziurze, a w dziurze kolejna dziura), albo z widokami, które z danego odcinka się oglądnąć. Takim to sposobem trafiłem do Piątkowej. Wiedziałem o cerkwi, wiedziałem, że jest ładna, ale nie wiedziałem, gdzie dokładnie się znajduje. W takiej sytuacji uskutecznia się tempo spacerowe - 20 km/h i kontrola otoczenia :) Przejechałem wieś i nic. Dopiero już za zabudowaniami, w okolicy leśniczówki, zobaczyłem drogowskaz do świątyni. 
Bezpośredni dojazd to albo zostawienie samochodu i z buta przez kładkę i chaszcze, albo przejechanie przez bród i zostawienie pojazdu między drzewem zwiezionym z lasu. Nad strumykiem, już poza wsią stoi drewniana cerkiew. Zgodnie z inskrypcją na drzwiach, pochodzi z 1732 r. Sama inskrypcja i data, zapisane są cyrylicą i cyframi arabskimi.
Piątkowa była dużą wsią, która swoimi początkami sięga 1458 r. Została lokowana w dobrach Dubieckich rodu Kmitów. Wielokrotnie zmieniała właścicieli. W przededniu II Wojny Światowej, liczyła około 2750 mieszkańców, wyznania głównie grekokatolickiego. Po przesiedleniach, związanych z akcją Wisła, pozostało 340 mieszkańców.

Data budowy, która podana jest na odrzwiach, budzi wątpliwości. Zdaniem części badaczy, jest to data rozbudowy, bądź remontu budynku, ponieważ cechy architektoniczne wskazują na starsze pochodzenie.
Remontowano ją w 1881 r. oraz w latach 1958- 61, gdy już trafiła pod opiekę Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Niestety wcześniej jej wyposażenie zostało w większości rozkradzione - wyjątkiem jest XVI w. ikona św. Jana Chrzciciela, znajdująca się w Soborze Archikatedralnym w Przemyślu.
Drewniana cerkiew jest piękna - konstrukcja zrębowa, orientowana, trójdzielna. Każda z części zbudowana jest na planie kwadratu, kryta jest cebulastą kopułą. Otoczona jest sobotami, wspartymi na słupach wymurowanych z kamieni.
Powyżej sobót cały budynek jest obity gontem, włącznie z kopułami. Wewnątrz można zobaczyć posadzkę z dzikiego kamienia, oraz kamienny prestoł - stół w kształcie sześcianu, będący podstawą ołtarza. Jak dobrze pamiętam, to do środka da się zajrzeć przez dziurkę od klucza.


Wokół cerkwi znajduje się cmentarz, na którym można jeszcze rozpoznać kilka miejsc pochówków. Cały teren otoczony był murkiem z bramką, ale niewiele już z tego pozostało. Roślinność swoje zrobiła.

Całość przypomina cerkiew w Uluczu, jednak tamta miała więcej szczęścia i jest lepiej zakonserwowana. Największy problem polega na tym, co dalej z tym zrobić, to znaczy jak wykorzystać istniejący budynek, by nie ulegał po prostu degradacji. I tak stoi piękna cerkiew nad potokiem, właściwie już poza wsią.
Zapraszam zaś!

środa, 19 kwietnia 2017

Czasownia - Kwiatoń

Chyba nie raz i nie dwa opisując tereny Beskidu czy Bieszczad używałem sformułowań o trudnej historii tych ziem. Spory na poziomie narodowościowym, łączyły się ze sporami na poziomie wyznaniowym. Tradycyjna linia to podział na Lachów i Łemków czy Ukraińców. Pierwsi to katolicy rzymscy, drudzy, to grekokatolicy. Ale w latach dwudziestych XX wieku pojawiła się kolejna lina podziału. Ważną datą jest 16 listopada 1926 r. Wtedy to, mieszkańcy Tylawy oraz sąsiedniej Trzciany, zebrani na wiecu, w obecności prawosławnego biskupa Adama, zadeklarowali odejście od Kościoła grekokatolickiego do Prawosławnego. Od razu wysłali prośbę do metropolity warszawskiego Dionizego o ustanowienie prawosławnej parochii. Została ona oficjalnie uznana przez państwo dopiero półtora roku później. Schizma tylawska, jak nazwano później to zjawisko, objęła około 20 tysięcy Łemków, zwłaszcza w Beskidzie Niskim. 
Przyczyn było kilka - od zaniechania nazywania wiary grekokatolickiej prawosławną (prawdziwą wiarą), promowanie kultu św. Jozafata Kuncewicza (uznawanego za prześladowcę prawosławia), osobiste konflikty wiernych z duchownymi, zwłaszcza w wymiarze opłat za posługi itp. Trzeba też wspomnieć o rosnącym nacjonalizmie ukraińskim, zwłaszcza wśród duchownych, co wiązało się z ukrainizacją cerkwi grekokatolickiej. O ile cieszyło się to poparciem na ziemiach zamieszkałych przez Ukraińców, tak spotkało się to z oporem Łemków. Sposobem na zachowanie tożsamości, miało być zbliżenie do "Świętej Rusi", z którą czuli się bardziej związani niż z Ukrainą. 
Zdarzały się sytuacje wręcz nieprawdopodobne, gdy na prawosławie przechodziła cała wieś, z wyjątkiem rodziny parocha, która zostawała grekokatolicka. Prawosławni zostawali bez świątyni. Aby temu zaradzić, budowali czasownie - tymczasowe cerkwie. Do dziś zachowało się tylko kilka z nich, tak jak ta w Kwiatoniu.
 Kwiatoń słynie z przede wszystkim z drewnianej, XVII wiecznej cerkwi grekokatolickiej p.w. św. Paraskewy. I właśnie do mnie dotarło, ze jej jeszcze nie opisałem. No cóż. Co się odwlecze, to nie uciecze. 
Czasownia stoi przy drodze wiodącej przez Kwiatoń, na początku wsi, jadąc od Uścia Gorlickiego w kierunku Gładyszowa. Jest malutka - nie posiada wieży, tylko małą banię nad wieża. Zbudowana z drewna w konstrukcji zrębowej, jest orientowana. 
Powstała w 1933 r. po konwersji wszystkich mieszkańców Kwiatonia na prawosławie. Otrzymała za patronkę św. Paraskewę - identyczne wezwanie co starsza cerkiew, która pozostała grekokatolicką. Służyła wiernym do czasu wysiedleń, związanych z akcją Wisła (1947 r.) Następnie urządzono w niej magazyn. Mimo tego, ze rodziny prawosławne zaczęły wracać już od 1956 r., dopiero w 1988 r., na 1000 lecie chrztu Rusi, udało się odzyskać budynek, który dzięki kolejnym remontom odzyskuje swój blask.
Wewnątrz jest pełny ikonostas i ciekawe chorągwie procesyjne. Obecnie jest to filia parafii w Hańczowej. Planowana jest wymiana dachu i ustawienie trzech kopuł - zmieni to całkowicie kształt świątyni.
Czasownia w Kwiatoniu nie jest może arcydziełem sztuki architektonicznej, ale jest jednym ze świadków historii ziem Beskidów. Świadkiem tym bardziej cennym, że bardzo rzadkim.
Zapraszam znów!

wtorek, 18 kwietnia 2017

Zmartwychwstanie


Szedł Jezus przez Beskidy   
W wiosenny poranek    
Choć nogi miał i ręce    
Krwawo rozorane    

Choć bok miał opuchnięty
I blady cierpieniem
Choć trzy dni leżał ciężkim
Przybity kamieniem

To w ręce niósł wysoko
Chorągiew radości
By wszyscy zrozumieli
Posłanie miłości

Szedł Jezus przez Beskidy
A góry klękały
Aby grzbiety pochylić
W imię Bożej chwały

 I głośne Alleluja!
 Górami się niosło
 Bo gdzie chwilę przystanął
 Budził życie wiosną

A echo jak z trombity
Wracało nad gronie
Aby króla przywitać
W cierniowej koronie

Zaś gdy rany zabliźnił
Ludziom i przyrodzie
Rzucał ziarno nadziei
Aby rosło co dzień.

 I głośne Alleluja!
 Górami się niosło
 Bo gdzie chwilę przystanął
 Budził życie wiosną