niedziela, 26 lutego 2017

Kto bogatemu zabroni?

Jako człowiek zakochany w historii, zwłaszcza historii tej małej, lokalnej. Odczuwam dziką radość, widząc, jak ta historia nie jest zapomniana, a wręcz przeciwnie - pojawiają się inicjatywy lokalne, mające na celu ocalenie od zapomnienia. Dzięki takim inicjatywom zaczynają się remonty cerkwi, a nawet całe wsie się ożywiają. Chociaż czasami ręce opadają. 
No właśnie - Porschelino w Nowym Łupkowie.
Jest sobie w Bieszczadach taka malutka wioseczka, która nazywa się Nowy Łupków. Jak ktoś czytał wpis o stacji kolejowej w Łupkowie, to jest to 4 kilometry bliżej cywilizacji. Tak po prawdzie była to osada kolejarska, powstała po 1872 r. W 20 leciu międzywojennym mieściła się tu placówka Straży Granicznej I linii "Łupków". Po II Wojnie, gdy uspokoiły się walki, powstał tu PGR, a w 1968 r. zakład karny - rolnicze gospodarstwo więzienne. 
Nowy Łupków to także ciekawa stacja kolejowa - z jednej strony tory normalne (1435 mm) a z drugiej tory wąskie (750 mm). Stacja normalnotorowa powstała razem z osadą, z kolei wąskotorowa powstała przy okazji budowy kolei wąskotorowej Nowy Łupków - Cisna, którą otwarto w 1898 r. Kolejka wąskotorowa służyła przede wszystkim do transportu drzewa z bieszczadzkich lasów do tartaków wzdłuż linii. Z biegiem czasu, już to II wojnie przedłużono linię do Rzepedzi, gdzie powstał kombinat drzewny. 

 Budynek przy części normalnotorowej (powyżej), poniżej budynek przy części wąskotorowej.

Linię wąskotorową zamknięto w 1994 r. Normalnotorowa, służy niekiedy do przejazdów towarowych  na Słowację i wyjątkowo do okazjonalnych przejazdów osobowych. Chociaż kilka dni temu przeczytałem, że dogadano się co do przejazdów wakacyjnych z Rzeszowa do Medzilaborc, po stronie słowackiej. 
Wąskie tory
Dla mnie osobiście, stacja wąskotorowa w Nowym Łupkowie ma wartość emocjonalną - mój dziadek był tam zwrotniczym w latach 50, także pracował tam mój tata, gdy w latach 1953-55 orał pas graniczny. Pas graniczny orano i bronowano, by łatwo było zobaczyć ślady ewentualnych uciekinierów w "socjalistycznego raju".
Tory normalne
Ale przejdźmy do rzeczy. Byłem tam jakieś półtora roku temu. Na stacji zobaczyłem Porschelino:
Porschelino w całej krasie
Porschelino to nic innego, jak Porsche Cayenne w wersji kolejowej - zamiast kół z oponami, zamontowano obręcze kolejowe. Wygląda pięknie - całkiem zgrabny suv, stojący na torach.
No i pojawia się pytanie. Po co na tory ustawiono pojazd, który rozpędza się do ponad 200 km/h, w miejscu, gdzie stan torowiska pozwala na prędkość ok. 20 km/h? Który swoje kosztuje?
Otóż pojawił się projekt "Sentyment kolejarza", który ma promować odnowienie węzła kolejowego Nowy Łupków. Był to węzeł przesiadkowy - z normalnej na wąską. Nie wiem, kto to w ogóle promuje - otóż mam wrażenie, że jak już kupiono i przerobiono ten samochód, to zabrakło na cokolwiek innego - nawet na stronę internetową. Po wpisaniu Porschelino w wyszukiwarkę, po przebrnięciu przez strony o tym fenomenie - albo poważne, albo się naśmiewające, możemy wylądować na stronie zakładu karnego w Łupkowie. I tylko trzeba mieć nadzieję, że to był przypadek, a nie inicjatywa Straży Więziennej - bo to by świadczyło o ogromnym marnotrawstwie środków. 
Któż bogatemu zabroni? Zrobić coś bezsensownego z samochodem wartym kupę forsy i nie promując tego w sieci? Nikt. Nikt nie zabroni. Dlatego takie "cuda" się dzieją.
Jeszcze jedno zdjęcie stacji z drogi:
 Pozdrawiam i zapraszam :)



niedziela, 19 lutego 2017

Najmłodsza w Bieszczadach - Kulaszne

Dziś tak trochę inaczej - będzie o cerkwi, ale młodej. Młodej, bo jest to najmłodsza cerkiew greckokatolicka w Bieszczadach. Chociaż... Na czym polega mój problem? Położenie miejscowości. Otóż Kulaszne jest na pograniczu - pomiędzy Bieszczadami i Beskidem Niskim. Miejscowość leży przy drodze z Zagórza do Komańczy, zjeżdżając serpentynami, mniej więcej w ich połowie, przy cmentarzu znajduje się mała cerkiew pod wezwaniem św. Michała.
Pierwsza cerkiew we wsi powstała gdzieś w XVI w., kolejna pochodziła z 1761 r. Wreszcie ostatnia drewniana cerkiew powstała w 1912 r.
Zdjęcie z twojebieszczady.net
Była to cerkiew pozornie dwudzielna, każdą z części nakrywał osobny dach kalenicowy, zwieńczony baniastym hełmem. Reprezentowała typ wschodniołemkowski. Po 1947 r. pełniła funkcję kościoła rzymskokatolickiego oraz filialnej cerkwi grekokatolickiej. W 1974 r. strawił ją pożar. 
Musiało minąć 30 lat, by z inicjatywy grekokatolickiego proboszcza parafii z Komańczy, ks. Andrzeja Żurawia podjęto się budowy nowej cerkwi. Zaprojektował ją inż. Bogdan Jezierski. W swoim kształcie luźno nawiązuje do architektury łemkowskiej. Konsekrowano ją w 2006 r. 
 


Obok cerkwi znajduje się cmentarz grekokatolicki, który do dziś jest używany.

Właśnie o tej świątyni mówi się, że jest to najmłodsza cerkiew w Bieszczadach.
Do poczytania!

środa, 8 lutego 2017

Grób Pańszczyzny

Mam pewien problem z dzisiejszym wpisem. Otóż tak do końca nie jestem pewien, gdzie to jest...
O co chodzi? O to, że opisywany dziś grób znajduje się przy skrzyżowaniu w pół długości między dwoma wsiami, w których znajdują się bardzo ciekawe cerkwie - Nowym Brusnem a Chotylubiem. Zauważyłem go przez przypadek - niech żyją prędkości spacerowe samochodu!
  Czym była pańszczyzna? Była formą renty feudalnej, polegającej na bezpłatnej i przymusowej pracy chłopów na rzecz właściciela ziemskiego, w zamian za uzyskany nadział ziemi. W Polsce obowiązywała od XII wieku aż do 1864 r. w zaborze rosyjskim, gdzie została zniesiona jako ostatnia. Chłop miał obowiązek odpracować u swego pana pewną ilość dni tygodniowo. Ilość tą określano, w zależności od ilości posiadanej ziemi - np. na mocy przywileju toruńskiego z 1520 r. chłop posiadający 1 łan ziemi, miał odpracować 1 dzień. W miarę upływu lat, obciążenia pańszczyźniane rosły, w XVII w. średnio było to 4-5 dni, a wiek później 6-7, w skrajnościach dochodząc do 10 dni. I to wszystko w wymiarze na tydzień! Oznaczało to, że chłop, który wziął do pracy 5 synów lub wynajętych parobków, odpracowywał 6 dni w ciągu jednej dniówki. Chodziło o to, że liczb "osobodnówek" musiała się zgadzać.
Jedną z pierwszych prób urzędowego radzenia sobie z pańszczyzną, był Uniwersał Połaniecki, wydany przez Tadeusza Kościuszkę, który przyznawał chłopom wolność osobistą oraz obniżenie pańszczyzny o połowę. W 1811 r. zniesiono pańszczyznę na terenie zaboru pruskiego. Z kolei zniesienie pańszczyzny w zaborze austriackim było pokłosiem nieudanego powstania krakowskiego i rzezi galicyjskiej. Oficjalnie dokonało się na mocy patentu z 17 kwietnia 1848 r. W zaborze rosyjskim dokonało się oficjalnie na mocy ukazu carskiego z 4 maja 1861 r.

Opisywany krzyż znajduje się na terenie dawnego zaboru austriackiego. Zniesienie pańszczyzny wywołało radość wśród chłopów. Świętowano na potęgę, wychwalając "dobrego cysorza Ferdynanda". Elementem tej radości, były pogrzeby pańszczyzny, które urządzano w wielu wsiach - przygotowywano trumnę, do której wkładano księgi, w których zapisane były ilości i rodzaje prac, które trzeba było wykonać w ramach obowiązków. Te trumny, nierzadko w asyście kapłanów zakopywano na cmentarzu, albo wynoszono poza wieś, na rozstaje dróg. Tak też zrobiono w opisywanym przypadku.
Takie to piękności można zobaczyć na Roztoczu. To naprawdę jest "Piękny Wschód"!
Pozdrawiam, do poczytania!

wtorek, 7 lutego 2017

Aż serce zabolało... - część 7 - Kniazie

Cerkwie, które zdarza mi się odwiedzać, niegdyś tworzyły sieć dekanatów i parafii Administratury Apostolskiej Łemkowszczyzny, lub Eparchii Przemyskiej, oczywiście mowa o strukturach greckokatolickich. Obecnie, są to tereny położone w trzech województwach - małopolskim, podkarpackim i lubelskim. 
Na mojej mapie, zaznaczoną miałem miejscowość Lubycza, w której miały znajdować się pozostałości cerkwi. Ok, szukamy. Pierwsze co szukam, to kościół - no jest, ale na pewno nie był cerkwią - pochodzi z 1904 r. i zbudowany jest w stylu neogotyckim (podobno). To nie to. Wyjeżdżając z Lubyczy drogą nr 17 w stronę Bełżca, kątem oka dostrzegam drogowskaz - "Ruiny Cerkwi Kniazie". No to trzeba zawrócić. Po drodze znajduję cmentarz i dzwonnicę, która kiedyś stała obok drewnianej cerkwi. Pomyślałem sobie, że to tyle, trzeba wracać. Ale na skrzyżowaniu opodal, drogowskaz - i znów "Ruiny Cerkwi Kniazie". Idąc w ślad za wskazaniami minąłem tablicę Kniazie. Po chwili tablicę końcową wsi. Droga jeszcze się nie kończy, idę w las. Dopiero po wejściu za pierwsze drzewa, zobaczyłem ją. 
Cerkiew musiała być piękna w latach swojej świetności. Powstała w latach 1798- 1806 z fundacji kniaziów lubyckich. Architektem był Szymon Tarnawski, który przedstawił projekt cerkwi na planie krzyża greckiego z okrągłą nawą na skrzyżowaniu ramion krzyża. Świątynia mieściła około 1000 osób. Kubatura cerkwi to 700 łokci kwadratowych, (427 m2),wysokość to 45 łokci (27m).
Nad drzwiami skarbca znajdowała się tablica z nazwiskami kniaziów - fundatorów: Bech, Deba, Feday, Jaceyko, Kiszczak, Kołodkiewicz, Kondratowicz, Kułajec, Łucieyko, Michałeyko, Onyszkiewicz, Putko, Pawliszcze, Putkiewicz, Rutko, Sapieha, Sawoyka, Właszinowski i Żarowski.
Cerkiew zdobiły polichromie autorstwa Kunickiego, Skopowskiego, Monastyrskiego i Kopystańskiego. Ikonostas pochodził z XVIII w. i zawierał obraz Jezusa Chrystusa we włoskim stylu. 
W 1916 r. w cerkwi zagościły relikwie jej patronki - św. Paraskewii, przywiezione z Rzymu przez Kazimierza Lubeckiego z matką Pauliną. 
Można znaleźć informację, że cerkiew została zbombardowana w początkach wojny przez Niemców. W rzeczywistości, gdy Niemcy przekazywali te tereny Rosjanom, kopuła była nietknięta. Cerkiew stała się celem 22 czerwca 1941 r., gdy Niemcy ruszyli na ZSRR. Podejrzewano, że obserwowano stamtąd stronę niemiecką. 
 Od tamtego czasu cerkiew popada w coraz większą ruinę. Zawaliły się resztki kopuły, dachy nad ramionami krzyża.W 2012 r. zawalił się łuk utrzymujący podwyższenie chóru.
Gdy wchodzi się po popękanych schodach, mija się wywalone drzwi, to ma się wrażenie naruszania czyjegoś grobu. Umarła cerkiew w niemalże umarłej wsi.


Popisane ściany, nawet w miejscach, gdzie wydawałoby się nie ma jak dojść. Kompletnie wypłowiałe ślady po malowidłach. Czemu tak traktujemy swoje dziedzictwo?



Do poczytania :)