Chyba nie raz i nie dwa opisując tereny Beskidu czy Bieszczad używałem sformułowań o trudnej historii tych ziem. Spory na poziomie narodowościowym, łączyły się ze sporami na poziomie wyznaniowym. Tradycyjna linia to podział na Lachów i Łemków czy Ukraińców. Pierwsi to katolicy rzymscy, drudzy, to grekokatolicy. Ale w latach dwudziestych XX wieku pojawiła się kolejna lina podziału. Ważną datą jest 16 listopada 1926 r. Wtedy to, mieszkańcy Tylawy oraz sąsiedniej Trzciany, zebrani na wiecu, w obecności prawosławnego biskupa Adama, zadeklarowali odejście od Kościoła grekokatolickiego do Prawosławnego. Od razu wysłali prośbę do metropolity warszawskiego Dionizego o ustanowienie prawosławnej parochii. Została ona oficjalnie uznana przez państwo dopiero półtora roku później. Schizma tylawska, jak nazwano później to zjawisko, objęła około 20 tysięcy Łemków, zwłaszcza w Beskidzie Niskim.
Przyczyn było kilka - od zaniechania nazywania wiary grekokatolickiej prawosławną (prawdziwą wiarą), promowanie kultu św. Jozafata Kuncewicza (uznawanego za prześladowcę prawosławia), osobiste konflikty wiernych z duchownymi, zwłaszcza w wymiarze opłat za posługi itp. Trzeba też wspomnieć o rosnącym nacjonalizmie ukraińskim, zwłaszcza wśród duchownych, co wiązało się z ukrainizacją cerkwi grekokatolickiej. O ile cieszyło się to poparciem na ziemiach zamieszkałych przez Ukraińców, tak spotkało się to z oporem Łemków. Sposobem na zachowanie tożsamości, miało być zbliżenie do "Świętej Rusi", z którą czuli się bardziej związani niż z Ukrainą.
Zdarzały się sytuacje wręcz nieprawdopodobne, gdy na prawosławie przechodziła cała wieś, z wyjątkiem rodziny parocha, która zostawała grekokatolicka. Prawosławni zostawali bez świątyni. Aby temu zaradzić, budowali czasownie - tymczasowe cerkwie. Do dziś zachowało się tylko kilka z nich, tak jak ta w Kwiatoniu.
Kwiatoń słynie z przede wszystkim z drewnianej, XVII wiecznej cerkwi grekokatolickiej p.w. św. Paraskewy. I właśnie do mnie dotarło, ze jej jeszcze nie opisałem. No cóż. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Czasownia stoi przy drodze wiodącej przez Kwiatoń, na początku wsi, jadąc od Uścia Gorlickiego w kierunku Gładyszowa. Jest malutka - nie posiada wieży, tylko małą banię nad wieża. Zbudowana z drewna w konstrukcji zrębowej, jest orientowana.
Powstała w 1933 r. po konwersji wszystkich mieszkańców Kwiatonia na prawosławie. Otrzymała za patronkę św. Paraskewę - identyczne wezwanie co starsza cerkiew, która pozostała grekokatolicką. Służyła wiernym do czasu wysiedleń, związanych z akcją Wisła (1947 r.) Następnie urządzono w niej magazyn. Mimo tego, ze rodziny prawosławne zaczęły wracać już od 1956 r., dopiero w 1988 r., na 1000 lecie chrztu Rusi, udało się odzyskać budynek, który dzięki kolejnym remontom odzyskuje swój blask.
Wewnątrz jest pełny ikonostas i ciekawe chorągwie procesyjne. Obecnie jest to filia parafii w Hańczowej. Planowana jest wymiana dachu i ustawienie trzech kopuł - zmieni to całkowicie kształt świątyni.
Czasownia w Kwiatoniu nie jest może arcydziełem sztuki architektonicznej, ale jest jednym ze świadków historii ziem Beskidów. Świadkiem tym bardziej cennym, że bardzo rzadkim.
Zapraszam znów!
Wewnątrz jest pełny ikonostas i ciekawe chorągwie procesyjne. Obecnie jest to filia parafii w Hańczowej. Planowana jest wymiana dachu i ustawienie trzech kopuł - zmieni to całkowicie kształt świątyni.
Czasownia w Kwiatoniu nie jest może arcydziełem sztuki architektonicznej, ale jest jednym ze świadków historii ziem Beskidów. Świadkiem tym bardziej cennym, że bardzo rzadkim.
Zapraszam znów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz