piątek, 31 sierpnia 2018

Bunkry na plaży - Jastarnia

Myślę, że dla niektórych ludzi, wypoczywających nad Bałtykiem na mierzei helskiej zaskoczeniem może być zespół bunkrów, położony pomiędzy Kuźnicami a Jastarnią. Chodzi o Ośrodek Oporu Jastarnia.

Gdy w 1936 r. powstał obszar warowny Hel, mieszczący min. port wojenny, oraz baterie artylerii (w tym baterię im. Heliodora Laskowskiego, z 4 ciężkimi działami 152 mm), pojawił się problem zabezpieczenia terenu od strony lądu. Do tego celu wybrano jeden z węższych fragmentów mierzei helskiej, o szerokości 450 m., w okolicach Jastarni. Zaplanowano oparcie obrony o bunkry betonowe. Jako, że priorytet miały prace budowlane przy bateriach na Helu, budowę fortyfikacji w Jastarni rozpoczęto dopiero 15 maja 1939 r. Planowano je zakończyć dokładnie 4 miesiące później. Wybuch wojny zastał cztery główne bunkry gotowe do obrony, jednak nie do końca wyposażone. Brakowało części uzbrojenia, systemów wentylacji, wyposażenia dodatkowego. Prace kontynuowano także w trakcie obrony wybrzeża. Dało się to robić, ponieważ Niemcy nie doszli do tej linii obrony.

Pierwsze ataki na Hel, 9 września, nie przyniosły żadnego efektu. Nawet ostrzał, prowadzony od 18 do 23 września i później, po 25, przez pancerniki "Schlezwig-Holstein" oraz "Schlesien" nie przynosił kapitulacji Polaków. Co więcej, Polskim bateriom udało się lekko uszkodzić oba okręty, dzięki czemu wycofały się z walki. Z kolei od strony lądu wojska nazistowskie utknęły pod Chałupami - dodatkowo, Polacy podjęli próbę zrobienia z półwyspu - wyspy. Wykorzystano głowice torped, w sumie 20 ton materiału wybuchowego. 30 września zdetonowano ładunki. Skutek nie był tak dobry, jak oczekiwano - zerwano tor kolejowy, powstał wielki jar, ale okazało się, że głowice nie były zakopane wystarczająco głęboko.

Już po detonacji, do obrońców dotarły wieści, że bronią się jeszcze tylko Oni oraz Samodzielna Grupa Operacyjna Polesie. Dzień później, 1 października, w sopockim "Grand Hotel", kontradmirał Józef Unrug podpisał akt kapitulacji Helu. 
Jak już wspomniałem, Ośrodek Oporu Jastarnia to cztery wielkie bunkry oraz schrony lekkie, których miało być także cztery, ale ukończono tylko jeden. Zgodnie z zasadami nazewnictwa, każdy ze schronów miał nazwę, która zaczynała się literą S. (Że tak wspomnę opisaną Węgierską Górkę, gdzie wszystkie schrony miały nazwy na W).
Wszystkie zdjęcia powyżej, to schron Sabała. Na powyższym, widać strzelnicę karabinu i 2 zrzutnie granatów

Schrony ustawiono w taki sposób, żeby zamykały półwysep. W centralnym miejscu linii znalazł się schron Sabała. Był to największy z bunkrów, z załogą liczącą około 20 żołnierzy. Ma 16 pomieszczeń. Głównym uzbrojeniem była armata przeciwpancerna Bofors, kalibru 37 mm, oraz trzy karabiny maszynowe, w tym jeden w kopule pancernej. Ściany to nawet 2,35 m litego żelbetonu. Obecnie w schronie znajduje się wystawa dotycząca obrony Helu i wyposażenia bunkrów.
Jak muzeum, to wchodzimy:
Zasieki, na których wieszano drut kolczasty i wbijano wokół budowli



Trzy zdjęcia powyżej, to kwatery załogi. Oj, ciasno chłopaki tam mieli!


Karabin maszynowy Browning wz.28 na lawecie fortecznej
Pusta laweta, tak na wysokości kolan atakujących
Centralka telefoniczna
Stacja filtrów - wszystkie bunkry były gazoszczelne - więc w przypadku ataku gazowego, potrzeba by było oczyszczać powietrze z zewnątrz
Wykopki i inne znaleziska

Idąc od Sabały w stronę morza, tuż przed wydmami napotykamy się na kolejny schron. Tym razem to Saragossa, chociaż można spotkać się z nazwą Saratoga. Zadaniem tego schronu była obrona centrum półwyspu wraz z Sabałą i blokowanie dwóch dróg przed półwysep (tak, były dwie, obecnie została tylko jedna). Załoga Saragossy liczyła 10 osób, schron ma 10 pomieszczeń. Głównym uzbrojeniem były dwa karabiny maszynowe. Obecnie schron jest zamknięty, w środku jest woda i jakiś złom. Ściany mają do 2.25 m grubości.


Metalowe drzwi na pierwszym planie, to "wyjście awaryjne"


Woda na podłodze, złom metalowy w pomieszczeniach


Strzelnica wieży pancernej. Wewnątrz mógł znajdować się karabin, jednocześnie jest to punkt obserwacyjny

Stojąc koło Saragossy widać już kolejny bunkier, już na samej plaży.

Sęp, bo o nim mowa, został przygotowany dla obrony plaży i wydmy od strony morza. Zagrożony możliwością ostrzału z morza, ma ściany grubości 3,3 m. Liczy 12 pomieszczeń, z których korzystała 15 osobowa załoga. Na uzbrojeniu znajdowała się armata przeciwpancerna oraz dwa karabiny maszynowe. Ten schron nie jest zabezpieczony, stąd wewnątrz jest sporo śmieci. Co gorsza, do schronu w chwilach przypływu podchodzi woda. Jest to też najbardziej odkryty bunkier - czarne obszary na malowaniu schronu, to miejsca, które powinny być zasypane piaskiem.








Żeby zobaczyć ostatni ze schronów, należy wrócić nad Zatokę Pucką. Po drodze można jeszcze sobie wyszukać jedyny ukończony schron lekki. To mała budowla żelbetonowa, ze ścianami o grubości od 40 do 120 mm. Uzbrojenie to jeden karabin maszynowy, którego pole ostrzału wspomagało obronę dużych bunkrów. Miało być ich cztery, mi udało się znaleźć dwie płyty fundamentowe, z czego jedna była na dnie kałuży!



Płyta fundamentowa pod schron lekki
Płyta fundamentowa pod wodą

Warto jeszcze wspomnieć, że na terenie, gdzie mieszczą się schrony, można znaleźć także rekonstrukcje kozłów z drutem kolczastym, okopów i innych elementów fortyfikacji.



Ostatni z bunkrów, Sokół, znajduje się na plaży od strony Zatoki Puckiej. Obecnie jest to wręcz środek campingu, więc jest oblężony przez wygrzewających się na nim urlopowiczów. Wnętrza (zamknięte i zabezpieczone przed turystami) obejmują 10 pomieszczeń dla 12 osobowej załogi. Uzbrojenie obejmowało 2 karabiny maszynowe.






Od 2005 r. bunkry znajdują się pod opieką Skansenu Fortyfikacji II Rzeczpospolitej im. kontadm. Włodzimierza Steyera. Schrony są odnowione, pokryte kamuflażem na wzór tych wrześniowych. Jak już wspomniałem, w Sabale znajduje się muzeum - bardzo, ale to bardzo przyjemne (można dotknąć!). Saragossa i Sokół są zamknięte i zabezpieczone. Tylko Sęp jest otwarty, wewnątrz ogromne ilości piachu.

Moim skromnym zdaniem - warto. To takie spotkanie z historią, która jest wręcz nieznana.
Zapraszam znów!

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Tak trochę z imienia - Wojtkowa

Są czasami takie miłe zaskoczenia. Na przykład jedzie człowiek wąską drogą od Krościenka do Birczy i nagle widzi się tablicę z nazwą - Wojtkowa. No tak po imieniu - moja wieś 😃 

Historia Wojtkowej zaczyna się od wzmianki o wsi o nazwie Turza, leżącej w dolinie rzeki Wiar, założonej przez rodzinę Rybotyckich. W 1510 r. wieś stanowiła własność prywatną i posiadała już cerkiew parafialną. W 1605 r. miejscowość najechał Jan Krasicki, toczący spór z ówczesną właścicielką, Drohojowską. W XVII w. znajdował się w niej obronny dwór, tzw. fortalitium. W XIX wieku wieś stanowiła własność rodziny Nowosielskich. 

W 1910 r. Stefan Nowosielski ufundował nową cerkiew, na miejscu wcześniejszej świątyni. Jego życzeniem było to, by służyła dwóm obrządkom: greckokatolickiemu i rzymskokatolickiemu. 
Wieś przeżyła swój ogromny dramat w latach 1944-46 z rąk UPA, mającej swoją bazę w lasach między Wojtkową a Grąziową. W 1944 r. Ukraińcy w mundurach SS wtargnęli do miejscowej szkoły i porwali jej dyrektora, Jana Lichowskiego. Jego ciała nie odnaleziono. 28.04.1945 r. w czasie napadu połączonych sotni UPA zamordowano 12 milicjantów i 7 Polaków. 29 września kolejny napad i znów zginęło 15 milicjantów i 20 osób cywilnych. To nie wszystko - niecały miesiąc później, UPA otoczyła i podpaliła posterunek MO. Tych którzy próbowali się ratować wrzucano do środka. W płomieniach zginęło ok. 13 osób. Wtedy też spalono folwark Nowosielskich. 

Spotkałem się też z informacją, że Milicja Obywatelska też miała swoje za uszami - w latach 1944-45 zabito około 40 osób, wiele z nich wcześniej torturując. 
W 1946 r. mieszkańców wysiedlono na tzw. Ziemie Odzyskane. Wkrótce potem, osiedlono na tych terenach komunistycznych emigrantów z Grecji. Ci zamienili cerkiew na magazyn nawozów sztucznych. Zniszczono wtedy znaczą część wyposażenia. 
Miejsce Greków zajęli Polacy, w 1956 r. wróciło kilka rodzin rusińskich.

W 1963 r. miejscowy kapłan, ks. Wilk odprawił Mszę na ganku cerkwi. Władze zareagowały ogrodzeniem cerkwi. Miejscem sprawowania Mszy stał się mostek prowadzący do świątyni. Milicja fotografowała co niedzielę wiernych, których spotykały różne szykany - to kolegia, to mandaty za nielegalne zgromadzenia. Ludzi to jednak nie załamywało. Nawet gdy komornik zarekwirował księdzu motocykl, ludzie zrzucili się i wykupili na własny koszt, byle tylko ksiądz mógł do nich dojechać. Wreszcie, w 1973 r. budynek przekazano Kościołowi Rzymskokatolickiemu, pod warunkiem, że parafia wykupi 70 ton nawozów, zalegających wewnątrz. Udało się i wykupić, i przeprowadzić remont. 

Jak już wspomniałem cerkiew powstała w 1910 r. Otrzymała wezwanie Narodzenia Bogarodzicy. Jest to budowla w ukraińskim stylu narodowym - na planie krzyża greckiego, orientowana, konstrukcji zrębowej. Ściany pokryte szalunkiem z desek. Nad centralną częścią nawy kopuła na ośmiobocznym tamburze z oknami. 

Wewnątrz ołtarz przywieziony z Kąkolówki, z współczesnymi obrazami Miłosierdzia Bożego i Maksymiliana Marii Kolbego - takie jest obecne wezwanie świątyni. 
Tuż obok cerkwi znajduje się pomnik, który upamiętnia ofiary ataków UPA na wieś.