Najsłynniejsza krzywa wieża, to oczywiście ta w Pizie. Tak po prawdzie jest to dzwonnica katedry, zbudowana w stylu romańskim w latach 1174 - 1320. Już wkrótce bo zakończeniu budowy zaczęła się odchylać. Ma 55 metrów i odchylona jest od pionu o około 5 metrów.
Nie jest to jedyny krzywy budynek w Europie, co więcej, w Polsce mamy też kilka takich, które straciły pion. Można tu wspomnieć chociażby krzywą wieżę w Toruniu, czy też bohaterkę dzisiejszego wpisu - wieżę w Ząbkowicach Śląskich.
Nie ma do końca pewności, kiedy powstała. Prawdopodobnie jest pozostałością przedlokacyjnego zamku, wybudowanego przez książąt świdnickich, a zniszczonego przez Czechów w czasie wojen husyckich. Dowodem na to może być bardzo duża grubość ścian - do 4 m grubości!
Od XIV wieku wieża pełniła funkcję dzwonnicy, przy kościele parafialnym p.w. św. Anny. 24 sierpnia 1598 r., w wyniku ruchów tektonicznych wieża odchyliła się o 1.5 metra. W 1858 r., po wielkim pożarze miasteczka, planowano ją zburzyć, na szczęście skończyło się tylko usunięciem blaszanego hełmu i zabudowie attyki w kształcie jaskółczych ogonów.
Ale skąd nazwa Frankenstein? Otóż tak Ząbkowice Śląskie nazywały się tak aż do 1945 r. Lokacja miasta nastąpiła około 1280 r. Lokowane na przecięciu szlaków handlowych, zaczęło szybko się rozwijać, stając się także centrum sądowniczym. Pierwotnie należało do książąt świdnickich, ale Bolko II, z powodu braku funduszy oddał je w zastaw Czechom, ostatecznie zostało im sprzedane w 1351 r. Kolejne wieki nie były przychylne dla miasta. Wojny husyckie w XV w., wojna trzydziestoletnia w XVII w., wspomniany już pożar z 1858 r. i wiele innych smutnych wydarzeń odciskało swoje piętno na miasteczku. Wreszcie, w 1945 r. miasteczko Frankenstein trafiło w granice Polski, dotychczasowi mieszkańcy zostali wysiedleni, na ich miejsce przybyli osadnicy polscy. 7 maja 1946 r. oficjalnie otrzymało nową nazwę: Ząbkowice Śląskie.
A powyżej pamiątka smutnej rzeczywistości początku lat 20 XX wieku w Niemczech. Ogromna inflacja spowodowała, że regularne pieniądze stały się bezwartościowe. Aby obsługiwać płatności, emitowano tzw. "notgeld" - pieniądz potrzeby. Urząd miasta gwarantował właścicielowi takiego banknotu wypłatę odpowiedniej kwoty. Na zdjęciu powyżej - 20 miliardów marek. Notgeld pochodzi właśnie z Frankenstein.
Miłośnikom książek i filmów grozy nazwa Frankenstein powinna być bliska. Naukowiec - filozof Wiktor Frankenstein postanawia stworzyć istotę żywą, a nawet idealnego człowieka. Niestety, w wyniku eksperymentu powstaje monstrum - inteligentne i wykazujące ludzkie odruchy, ale z powodu wyglądu odrzucone. Stwór w imię zemsty w końcu doprowadza do śmierci swego twórcy. Tyle w oryginale "Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz", autorstwa Mary Shelley. Późniejsze ekranizacje sprowadzają to dzieło do rangi zwykłego straszydełka, pomijając rozważania o moralności i odrzuceniu.
Wedle legendy, autorka Frankensteina nazwisko naukowca wzięła właśnie od miasta Frankenstein - dlaczego? Tu trzeba nam cofnąć się do 1606 r., gdy w miejscowości wybuchła zaraza - dżuma zdziesiątkowała mieszańców. W ciągu kilku miesięcy zmarła 1/3 mieszkańców. Po wygaśnięciu choroby, zaczęto szukać winnych. Ktoś skojarzył wybuch choroby z pracą miejscowych grabarzy. Aresztowano osiem osób, w tym dwie kobiety. Rewizja w mieszkaniu jednego z podejrzanych ujawniła wiele pojemników z trującym proszkiem. Na torturach, oskarżeni przyznali się, że proszek robili z ciał zmarłych. Proszek ten rozsypywali w różnych miejscach, smarowali nim klamki i kołatki. Korzystając z epidemii, okradali zmarłych.
W wyniku procesu oskarżonych skazano na okaleczenie i spalenie żywcem. W sumie karę śmierci otrzymało 17 osób - grabarze i wskazani przez nich wspólnicy.
Czy oskarżenia były rzeczowe? Wiadomo, że zeznania z tortur nie zawsze są prawdziwe. Torturowany przyzna się do wszystkiego, byle tylko nie cierpieć. Stąd niektóre zeznania, takie jak o kanibalizmie, czy podobne, mogły być wymuszone. Ale historia z proszkiem - to naprawdę mogło wywołać epidemię.
Skąd Mary Shelley, żyjąca w XIX w. mogła znać tą historię? Otóż ta historia, jak i wiele im podobnych, opowiadano sobie jako historie z dreszczykiem. Podobnie przecież jest i dzisiaj.
Czy ta historia miała jakiś wpływ na autorkę, tego już nie wiemy. Na pewno jednak, w ostatni weekend sierpnia odbywa się "Weekend z Frankensteinem" - impreza nawiązująca do klimatów grozy. Kto chce - niech jedzie!
A ja zapraszam do poczytania wkrótce!