Kilka razy o tym pisałem - smuci mnie to, że jak już parafia wybuduje sobie nowy kościół, to stary zostaje porzucony. Tym bardziej, jeśli parafia jest mała, biedna, a dotychczasowy kościół był wcześniej cerkwią. Niestety, ale taka sytuacja jest bardzo częsta. A jak jeszcze dotychczasowa świątynia była w słabo dostępnym miejscu?
Witajcie w Rakowej!
Jak tam trafić? No tak szczerze, to niemalże trzeba się zgubić. Jadąc od Przemyśla do Sanoka drogą nr 28 w Tyrawie Wołoskiej należy skręcić w stronę Wańkowej. Można by to potraktować jako swego rodzaju skrót nad Solinę - omija się Sanok i Zagórz. Ale wróćmy do Rakowej. Stojąc pod budynkiem dotychczasowego gimnazjum trzeba popatrzeć na nadrzeczną skarpę naprzeciw. Tam, kępie drzew, stoi nasza cerkiew. Ale czeka nas jeszcze przejście przez prywatne podwórko, strzeżone przez psa. Cóż... Powodzenia!
Wychodząc na pagórek, dopiero po minięciu wspomnianego podwórka, widać jakąś "infrastrukturę" - mostek nad strumieniem i schody. Po ich pokonaniu, naszym oczom ukazuje się świątyńka. Malutka cerkiew, wyglądająca zresztą jak kościółek.
Cerkiew powstała w 1850 r., odnawiana min. około 1900 r. Powstała budowla orientowana, konstrukcji zrębowej, z czworoboczną wieżą konstrukcji słupowej. Ściany oszalowane pionowymi deskami. Powstała pod wezwaniem św. Mikołaja.
Bryła świątyni jest dwudzielna - prezbiterium zamknięte trójdzielnie, z zakrystią od północy i składzikiem od południa. Nawa jest zbudowana na rzucie kwadratu. Ciekawe jest to, że wieża wznosi się nad nietypowym, szerszym od nawy przedsionkiem. Ściany nawy są wzmocnione lisicami. Dach jednokalenicowy z wieżyczką, nad wieżą namiotowy, zwieńczony ślepą latarnią. Dach kryty blachą, ale dach przedsionka obity jest gontem. Ciekawe jest malowanie - ściany nawy, zakrystii i składziku są zielone.
Wewnątrz podobno zachował się ikonostas, wykonany w 1894 r. przez Zygmunta Bogdańskiego. Jest częściowo rozmontowany - wrota carskie są po obu stronach ołtarza, a wewnętrzne ikony namiestne na ścianach nawy.
Aż się przykro robi, patrząc na opuszczoną świątynię.
Do poczytania!
Boże mój kochany, jak czytam o tych psach w naszej pięknej ojczyźnie, to cieszę się, że nie jestem kurierem lub listonoszem. A co do losów świątyni- niestety, ale przez takie zachowania, jako osoba wierząca tracę wiarę w to, że ludzie w naszym kraju na prawdę przejmują się miejscami kultu. To wszystko to raczej tradycja. No bo jak inaczej uznać proceder porzucenia świątyni z wyposażeniem tylko dla tego, że dana wspólnota zakupiła nowe krucyfiksy, meble, obrazy, a stare nie pasowały do „styropianowego kościółka”. I ta pamięć- czy ci ludzie nie uczestniczyli tam w pogrzebach, ślubach, chrztach... dziwne i smutne, szczególnie gdy księża tyle mówią o szacunku do sakrum...
OdpowiedzUsuń