Jest coś takiego w historii, co czyni ją przerażającą. Może
inaczej – coś takiego, co powoduje, że człowiek, który zaczyna się nią
interesować, wychodzić poza ciasne ramki szkolnego przedmiotu, zaczyna czuć się
nieswojo. Otóż historia jest szyderczynią. Przewrotną i złośliwą. Jakżeż często
coś, co jest ważne dla jednego narodu, znajduje się na terytorium innego
państwa, co gorsza, często państwa, z którym nie ma dobrych stosunków
sąsiedzkich. Tak może być na przykład z Lwowem. Miasto, które od zawsze było polskie.
Które w trudnych latach zaborów było jednym z mateczników Polskości, które w
swym herbie deklarowało „Zawsze wierni” Rzeczpospolitej, dziś znajduje się poza
granicami Polski.
W moich wędrówkach wakacyjnych po „pięknym wschodzie”
spotkałem takie miejsce, które dla Ukraińców jest bardzo ważne. Dlaczego?
Chodzi o wieś Młyny. Trafiłem tam w sumie przez przypadek –
poszukując kolejnej cerkwi. Rzeczywiście we wsi znajduje się dawna cerkiew
greckokatolicka p.w. Pokrow Przenajświętszej Dziewicy. Pokrow, to
charakterystyczne przedstawienie Matki Bożej, która zgodnie z tradycją ukazała
się w VIII w. w Konstantynopolu, jako Ta, która opuszcza swój welon na lud, na
znak opieki.
Świątynia powstała prawdopodobnie w XVII w., w 1733 r. została przebudowana i rekonsekrowana
– podwyższono ściany, doświetlono wnętrze nowymi, większymi oknami. Obecny
wygląd, to skutek kolejnej przebudowy, tym razem z XIX w., gdy powiększono nawę
i nadbudowano kopułę na wysokim bębnie.
Jest to cerkiew drewniana, orientowana, konstrukcji
zrębowej. Sanktuarium zamknięte jest ścianą prostą, do niego przylega
dobudowana w XIX w. zakrystia, także konstrukcji zrębowej. W połowie ścian
znajduje się opasanie, które jest wsparte na rysiach. Wszystkie połacie dachowe
kryte są blachą. Wszystkie ściany oszalowane są pionowymi deskami, całość
wzmocniona lisicami.
Wnętrze zachowało bogate wyposażenie, w tym ikonostas, ale
nie dane było mi wejść do środka. Obok świątyni znajduje się drewniana
dzwonnica, pochodząca z XVIII w. o konstrukcji słupowej, oraz bramka, w której
można zobaczyć, jak wygląda więźba dachowa wsparta na królu.
Jednak sama świątynia to nie wszystko, ponieważ za
ogrodzeniem można zobaczyć coś w rodzaju ufo, które nie dawno wylądowało.
Dopiero podejście bliżej, rozpoznanie herbu naszych wschodnich sąsiadów i
rozszyfrowanie napisów pozwala nam określić co to w ogóle jest.
Otóż parafia we Młynach, była ostatnią parafią ks. Mychajło
Werbyckiego. Jakiś czas temu o nim było kilka słów. Mychajło Werbycki urodził
się w Jaworniku Ruskim (lub w Uluczu – ale to tak do końca nie ważne, to była
jedna parafia) w 1815 r. jako syn księdza greckokatolickiego. Osierocony w
dzieciństwie, wraz z bratem był wychowywany przez swego dalekiego krewnego,
przemyskiego władykę (biskupa) Iwana Snihurśkiego. Uczył się i studiował w
Przemyślu, we Lwowie i znów w Przemyślu, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie.
Od 1852 aż do śmierci w 1870 r. był parochem w Młynach. Jego zamiłowaniem była
muzyka. Komponował ale też śpiewał w chórach jak i solo. Pisał muzykę do przedstawień
teatralnych. W 1864 r. jeden z lwowskich teatrów wystawił sztukę Zaporożcy, do której napisał min. pieśń Szcze ne wmerła Ukrajina. Po odzyskaniu
przez Ukrainę niepodległości w 1991 r. ta pieśń stała się ukraińskim hymnem
państwowym.
Pierwszy pomnik, w kształcie liry, ufundowali członkowie
lwowskiego chóru Banduryst. Nad nim,
w 2004 r. państwo ukraińskie ufundowało granitowy koszmarek, całkowicie nie
pasujący do stojącej obok świątyni. Obecnie to mauzoleum jest miejscem częstych
wizyt delegacji ze wschodu.
Pisząc ten wpis tak się zastanawiam, gdzie jest pochowany
Józef Wybicki, twórca naszego hymnu, Mazurka
Dąbrowskiego. Po krótkich poszukiwaniach już wiem – w Poznaniu, a więc w
Polsce.
I jeszcze inna myśl – skąd się biorą hymny. Mało jest krajów
w Europie, które mają hymn pisany właśnie w tym celu. Najczęściej są to pieśni
albo o pochodzeniu wojskowym – jak hymn Francji, Niemiec, czy też nasz. Albo są
to pieśni pisane dla teatrów, ale porywające duszę – jak hymn Ukrainy. A już
zupełnym oderwaniem jest hymn Czech. Ale to już inna historia…
Do poczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz