Jest taka droga - legenda. Nazywa się Wielka Obwodnica Bieszczadzka. Nie, to nie jest rodzaj autostrady, czy drogi szybkiego ruchu. Wielka, bo kawał drogi od Leska, przez Baligród, Cisną, Wetlinę, Ustrzyki Górne aż do Ustrzyk Dolnych, jedyne 147 km. Tuż przed Ustrzykami Dolnymi, jakieś 5 km wcześniej, znajduje się wieś o nazwie Hoszów.
Śpiesząc się do Ustrzyk (do cywilizacji :) ), najczęściej się nie zauważa cerkwi stojącej na pagórku nad drogą. To dawna cerkiew greckokatolicka p.w. św. Mikołaja. Od drogi do świątyni trzeba wspinać się po długich schodach.
Budowę cerkwi w Hoszowie rozpoczęto tuż przed wybuchem wojny. Budowali ją razem w zgodzie mieszkańcy wyznania greckokatolickiego i rzymskokatolickiego. Zgodnie z lokalną tradycją, do budowy świątyni wykorzystano materiał pochodzący z rozbiórki wcześniejszej, XVIII wiecznej świątyni. Budowę przerwał wybuch wojny. Podobno w czasie okupacji niemieckiej, powstająca świątynia została zamieniona w skład amunicji, której eksplozja mocno nadwyrężyła konstrukcję.
Według ustnych przekazów, świątynię dokończono w 1948 r., gdy Hoszów i jego okolice należały do ZSRR. W każdym bądź razie, w 1945 r., gdy ostatni miejscowi opuszczali wieś, była w fazie budowy, ale gdy w 1951 r. na te tereny przybyli polscy przesiedleńcy, cerkiew była gotowa. Przez pewien czas wykorzystywano ją jako owczarnię, miejscowi mieszkańcy musieli na Msze chodzić do Jasienia (ponad 6 km).
W 1970 r. cerkiew objęli księża Michalici z Jasienia, od tamtego czasu jest to kościół filialny p.w. bł. Bronisławy.
Budowla orientowana, trójdzielna, o konstrukcji zrębowej, oszalowana łącznie wystającymi na węgłach belkami zrębu. W bryle cerkwi widać wpływy huculskie - cała budowla jest w ukraińskim stylu narodowym, na planie krzyża greckiego, z centralnie posadowioną kopułą na ośmiobocznym tamburze. Prezbiterium zamknięte trójbocznie, z dwiema zakrystiami. W szczycie od strony zachodniej obraz bł. Bronisławy.
Niestety wnętrze nie zachowało się.
Wedle tradycji w tym malowniczym miejscu znajdował się niegdyś zamek, o którym mowa w zanotowanym przez Wincentego Pola przekazie w 1836 r. Ponad stu letni mieszkaniec sąsiedniego Rabego, pamiętający z dzieciństwa historie o najeździe tatarskim na te tereny - prawdopodobnie w 1672 r.
"Zamku w Hoszowie nie dobyli Tatary i dopiero za konfederacji zgorzał, ale z Hoszowa i Rabego tylko trzy chyże zostały. Na popiół wszystko spalili i zjedli."
Pozdrawiam, :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz