Rok. Minął prawie dokładnie rok od poprzedniego wpisu. Niektórzy wiedzą, że przez ten czas wiele się zmieniło. Najpierw pocięło mi zasięgi - co przełożyło się na małe czytelnictwo bloga. Potem ogromne zniechęcenie, brak weny, sił. A jeszcze potem kompletne przewrócenie życia do góry nogami - przeprowadzka! Konieczność spakowania swoich rzeczy, przewiezienia w inne miejsce, rozpakowanie ich, wejście w środowisko, które jest totalnie nieznane - masakra. Z drugiej strony - jest to też jakaś okazja. Stąd też pomysł, żeby wrócić do pisania. Bo z jednej strony było ogromne zniechęcenie, ale z drugiej - coś ciągnie...
Dobra, dość użalania się nad sobą. Nie ma co narzekać, tylko trzeba brać się do pracy!Choć pewnie niektórzy, jak przeczytali tytuł, to stwierdzili, że zwariowałem. No bo przecież cmentarz, to kojarzy się jednoznacznie. Śmierć. Smutek. Żałoba. A jeszcze w listopadzie - tym bardziej. Chociaż, jak głosi stary dowcip - co widzi optymista na cmentarzu? Same plusy! Tak, wiem, chore. Ale naprawdę, w tym czasie, który nam się kojarzy tylko ze smutkiem, szarością i wiecznym odpoczywaniem, chcę wam pokazać najbardziej niezwykły cmentarz na świecie.
Niestety, to nie Polska. Tytułowa Sapanta mieści się w Rumunii, w okręgu Maramuresz. Tak, wiem, że te nazwy powinny być napisane z tymi dziwnymi symbolami (Săpânța), ale chyba mnie to przerasta. Do tego, z tego co czytałem to się trochę inaczej wymawia, ale to już szczegóły.
Prawie, że w centrum wioski, wita Cię brama z napisem Cimiturul Vesel - po rumuńsku właśnie wesoły cmentarz. Po przejściu przez nią, czujesz, że twój mózg zadaje Ci pytanie - że co? Bo o ile pierwsza cześć to taka powiedzmy klasyczna, to druga...
To druga zaprzecza wszystkim skojarzeniom. Rzeźbione, drewniane krzyże, wiele z nich z portretami ludzi. Ale też ze scenami z ich życia, a nawet z przyczynami śmierci. Obrazy pracy, wykonywanych zawodów, mieszają się ze scenami symbolicznymi, jak np. zabita żona wybaczająca swojemu mężowi- zabójcy. Albo nagrobek chłopa, który w dzień św. Eliasza poszedł pracować w pole i zginął od uderzenia pioruna - a przecież na Eliasza do pracy się nie idzie, bo się będzie święty gniewał. Listonosz uginający się pod ciężarem listów sąsiaduje z wisielcem, a dalej dwie kumoszki, które zawsze obgadywały innych. I tak dalej, i tak dalej...
Do tego wierszowane inskrypcje... Ot, taki przykład: Tu leży moja teściowa, gdyby żyła rok dłużej, to leżałbym tu ja. Albo: Tutaj spocząłem. Nazywam się Stefan. Przez całe życie piłem. Kiedy zostawiła mnie żona, piłem, bo byłem smutny. Potem zacząłem pić jeszcze więcej, żeby zacząć się śmiać. Właściwie nie było to takie złe, że żona ode mnie odeszła, bowiem zacząłem upajać się z przyjaciółmi. Piłem naprawdę dużo, ale teraz jestem wciąż spragniony. Więc proszę, gdy będziesz mnie odwiedzał, zostaw tutaj choć małą butelkę wina.
Do tego wierszowane inskrypcje... Ot, taki przykład: Tu leży moja teściowa, gdyby żyła rok dłużej, to leżałbym tu ja. Albo: Tutaj spocząłem. Nazywam się Stefan. Przez całe życie piłem. Kiedy zostawiła mnie żona, piłem, bo byłem smutny. Potem zacząłem pić jeszcze więcej, żeby zacząć się śmiać. Właściwie nie było to takie złe, że żona ode mnie odeszła, bowiem zacząłem upajać się z przyjaciółmi. Piłem naprawdę dużo, ale teraz jestem wciąż spragniony. Więc proszę, gdy będziesz mnie odwiedzał, zostaw tutaj choć małą butelkę wina.
Czy też inskrypcja z grobu twórcy tego miejsca: Proszę, wysłuchajcie mnie. Życie przeżyłem najlepiej jak mogłem, nie chciałem dla nikogo niczego złego, a każdemu, kto mnie o to prosił, czyniłem, jak tylko mogłem, rzeczy dobre. Doświadczyłem dużo smutku, ciężko było mi żyć.
No właśnie, twórca tego dzieła, to Stan Ioan Patras. Miejscowy artysta, u którego zamówiono w 1935 r. nagrobek dla topielca. Wyciosał go z drewna - bo jak sam powiedział "ludzie z Maramuresz żyli z drzewem i żyli z drewna". Po kilku latach przyozdobił go obrazkiem i żartobliwym epitafium. Tak się to spodobało mieszkańcom wioski, że wszyscy chcieli mieć podobne nagrobki. Wielokrotnie swoimi obrazkami czy epitafiami wbijał szpilę miejscowym. Do swojej śmierci w 1977 r. wykonał około 600 nagrobków. Używał 5 szczególnych kolorów, którym przypisywał szczególne znaczenie: niebieski (ma swoją szczególną nazwę, to Sapanta blue), który oznaczał nadzieję, wolność, czystość nieba; zielony, jako symbol życia; żółty, symbol płodności; czerwony - symbol pasji, emocji, no i czarny - symbol śmierci.
Przed swoją śmiercią przygotował swój nagrobek, ale też swojego następcę, Popa Dumitru Tincu. Kontynuuje On dzieło swego mistrza, tworząc kolejne, żartobliwe nagrobki. Po śmierci człowieka, dla którego ma go wykonać, idzie na stypę po zmarłym, wysłuchuje różnych historii, ale też podpytuje sąsiadów, znajomych. Dopiero potem przystępuje do rzeźbienia. Co ciekawe, to można sobie zamówić swój nagrobek, który można postawić na swoim grobie. Koszt to jedyne 300 euro!
Na cmentarzu znajduje się także cerkiew, w której odbywają się normalne nabożeństwa. Dlatego najbardziej opłaca się odwiedzić Sapantę w niedzielę - tam czas się zatrzymał. Kobiety w tradycyjnych sukniach, żywcem przeniesionych z XIX wieku. No i atmosfera modlitwy w cerkwi - to trzeba przeżyć.
Całość w 1999 r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, będąc chyba najbardziej niezwykłym z obiektów na liście. Jest to jakieś takie miejsce, gdzie śmierć została niejako oswojona. Przez wymiar wesołości, śmiechu, przestała być groźna.
Tak na koniec, jeszcze kilka ciekawych sentencji:
Tu ja spoczywam
Stan się nazywam
Byłem policjantem tu i w Brasov
Byłem dobrym policjantem
Teraz was pozdrawiam i salutuję, bo już więcej się nie zobaczymy
Świat opuściłem w 68. roku życia.
Tu ja spoczywam, Pop Teodor się nazywam
Drogie mi były owce, ich mleko i wiosny z nimi
Z pełnych wiader mleka czyniłem ser
Jedli wszyscy, kto miał życzenie
Drogie mi były owce liczne
wyruszyłbym z nimi w góry, lecz życie mnie opuściło, gdy miałem 75 lat.
Tu leżę ja, Saulic Ion,
W wiecznym spokoju? Ależ skąd!
Na żyznych polach Blezmeau
Byłem pasterzem, jakoś szło.
Lecz gdy przyszły Madziary,
Jeden mnie sieknął w bary,
Drugi poprawił z gnata.
Dziś leżę i wszystko mi lata!
Gnałem dwa konie przez żwirówkę
I ki czort mi nadał tę taksówkę?
Ki czort ją zwał na koniec świata?
A teraz patrzcie, jaka strata:
Padły dwa konie, szofer w strachu,
Jak widać ja poszłem do piachu,
A ile w domu "ochów" i "achów"!
Dmimitr Puiului mnie nazywano.
Szkołę o profilu komercyjnym ukończyłem.
Nauczyłem się jak nalewać ludziom do pucharów.
Temu co pijany był więcej nie nalewałem.
Tego, co znał swój umiar chętnie częstowałem.
Pod tym ciężkim krzyżem
Leżą zwłoki mojej teściowej
Postaraj się jej nie zbudzić
Bo skróci mnie o głowę.
I już na absolutny koniec - warsztat, gdzie powstają te krzyże:
Do poczytania!
Nagrobek twórcy Wesołego Cmentarza |
Przed swoją śmiercią przygotował swój nagrobek, ale też swojego następcę, Popa Dumitru Tincu. Kontynuuje On dzieło swego mistrza, tworząc kolejne, żartobliwe nagrobki. Po śmierci człowieka, dla którego ma go wykonać, idzie na stypę po zmarłym, wysłuchuje różnych historii, ale też podpytuje sąsiadów, znajomych. Dopiero potem przystępuje do rzeźbienia. Co ciekawe, to można sobie zamówić swój nagrobek, który można postawić na swoim grobie. Koszt to jedyne 300 euro!
Na cmentarzu znajduje się także cerkiew, w której odbywają się normalne nabożeństwa. Dlatego najbardziej opłaca się odwiedzić Sapantę w niedzielę - tam czas się zatrzymał. Kobiety w tradycyjnych sukniach, żywcem przeniesionych z XIX wieku. No i atmosfera modlitwy w cerkwi - to trzeba przeżyć.
Całość w 1999 r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, będąc chyba najbardziej niezwykłym z obiektów na liście. Jest to jakieś takie miejsce, gdzie śmierć została niejako oswojona. Przez wymiar wesołości, śmiechu, przestała być groźna.
Tak na koniec, jeszcze kilka ciekawych sentencji:
Tu ja spoczywam
Stan się nazywam
Byłem policjantem tu i w Brasov
Byłem dobrym policjantem
Teraz was pozdrawiam i salutuję, bo już więcej się nie zobaczymy
Świat opuściłem w 68. roku życia.
Tu ja spoczywam, Pop Teodor się nazywam
Drogie mi były owce, ich mleko i wiosny z nimi
Z pełnych wiader mleka czyniłem ser
Jedli wszyscy, kto miał życzenie
Drogie mi były owce liczne
wyruszyłbym z nimi w góry, lecz życie mnie opuściło, gdy miałem 75 lat.
Tu leżę ja, Saulic Ion,
W wiecznym spokoju? Ależ skąd!
Na żyznych polach Blezmeau
Byłem pasterzem, jakoś szło.
Lecz gdy przyszły Madziary,
Jeden mnie sieknął w bary,
Drugi poprawił z gnata.
Dziś leżę i wszystko mi lata!
Gnałem dwa konie przez żwirówkę
I ki czort mi nadał tę taksówkę?
Ki czort ją zwał na koniec świata?
A teraz patrzcie, jaka strata:
Padły dwa konie, szofer w strachu,
Jak widać ja poszłem do piachu,
A ile w domu "ochów" i "achów"!
Dmimitr Puiului mnie nazywano.
Szkołę o profilu komercyjnym ukończyłem.
Nauczyłem się jak nalewać ludziom do pucharów.
Temu co pijany był więcej nie nalewałem.
Tego, co znał swój umiar chętnie częstowałem.
Pod tym ciężkim krzyżem
Leżą zwłoki mojej teściowej
Postaraj się jej nie zbudzić
Bo skróci mnie o głowę.
I już na absolutny koniec - warsztat, gdzie powstają te krzyże:
Do poczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz